Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 335
Data premiery: 3. 04. 2010r.
Stephen King jest chyba jednym z
najbardziej popularnych współcześnie pisarzy. Nie znam nikogo, kto by o
nim choć nie słyszał. Urzeczona niesamowitym filmem, który powstał na
podstawie równie sławnej książki, zatytułowanym „Zielona mila”,
postanowiłam sięgnąć po jedną z jego powieści. Mój wybór padł na
„Uciekiniera”. Powód mojej decyzji jest prosty – chciałam przekonać się,
czy autorka „Igrzysk Śmierci”, Suzanne Collins, faktycznie oparła
fabułę swojego utworu na czyimś pomyśle.
Przyszłość. W związku z dużym zanieczyszczeniem, umieralność ludzi
jest bardzo wysoka. Aby odciągnąć ludzi od okrutnej rzeczywistości, Rząd
stworzył nowy rodzaj rozrywki – gry, w których o przeżycie i pieniądze
walczą prawdziwi ludzie. Główny bohater – Ben Richards – to niezwykle
inteligentna mężczyzna, który nie bawi się w gierki słowne, mówi to, co
mu ślina na język przyniesie. W trosce o swoją ciężko chorą
osiemnastomiesięczną córeczkę postanawia wziąć udział w jednej z gier.
Nie chce, aby żona była zmuszana sprzedawać swoje ciało w zamian za
odrobinę pieniędzy na potrzebne leki. Po przejściu masy testów, udaje mu
się zakwalifikować do „Uciekiniera” – najpopularniejszej i najgorszej
ze wszystkich gier. Ben staje się zwierzyną. W pogoń za nim rusza
wyszkolony oddział, którego zadaniem jest zlikwidowanie Richardsa w jak
najbardziej spektakularny sposób – rozrywka ludzi, zwłaszcza tych
bogatych, jest najważniejsza.
Muszę przyznać, że trochę się zawiodłam. Czytając i słysząc pochlebne
opinie na temat tego, jakże sławnego pisarza, byłam pewna, że będę
obcowała z rewelacyjnym dziełem. Tak się nie stało. Język zastosowany
przez autora jest w gruncie rzeczy prosty, nie zostały nawet
wykorzystane żadne zabiegi językowe, które miałyby go uatrakcyjnić. Z
początku bardzo irytująca była dla mnie osobowość głównego bohatera oraz
kompozycja rozdziałów. Wszystkie rozpoczynają się podobnie, różnią się
tylko w liczby, mające przypominać odliczanie.
Nie rozumiem, dlaczego autor napisał tę historię w taki sposób,
jednak sam fakt, że jest ona niesamowicie ciekawa i wciągająca, sprawia,
że nie ma to już większego znaczenia. Stephen King idealnie oddał
atmosferę okropnego i zanieczyszczonego świata. Poruszył przy tym wiele
realnych problemów, które dotykają ludzkość w dzisiejszych czasach –
fałszywość ludzi, pazerność, manipulowanie obywatelami przy pomocy
mediów itp. Lektura tej pozycji z pewnością skłania do wielu refleksji,
bo czy nas, a może następne pokolenia, czeka taka przyszłość?
Obecnie na rynku czytelniczym panuje moda na antyutopie. Większość
wydawanych książek jest bardzo do siebie podobna, wręcz identyczna.
„Uciekinier” nie wpisuje się w współczesne schematy. Być może jest to
związane z tym, że został napisany pod koniec lat ’90. Autor ukazał
mroczny i brutalny świat, czytelnik nie znajdzie w tej historii wątku
miłosnego trójkąta, tak typowego dla dzisiejszych „dzieł”. Zakończenie
raczej nie wzbudzi zachwytu u odbiorców, zwłaszcza wśród żeńskiej części
społeczeństwa. Co to, to nie. Stephen King nie cacka się z
czytelnikiem.
„Uciekinier” jest interesującą powieścią, która jednak ma jedną znaczącą wadę – akcja może i momentami nabiera tempa, aczkolwiek czytelnik ma okazję obserwować jedynie ucieczkę głównego bohatera. Ukrywanie się w coraz to nowych miejscach staje się po pewnym czasie mało interesujące. Denerwujący może być też dla niektórych fakt, że w książce znajduje się wiele niedopowiedzeń. Odbiorca nie wie, co stało się z poznanymi wcześniej bohaterami, pozostaje mu jedynie domyślać się ich dalszych losów.
„Uciekinier” jest interesującą powieścią, która jednak ma jedną znaczącą wadę – akcja może i momentami nabiera tempa, aczkolwiek czytelnik ma okazję obserwować jedynie ucieczkę głównego bohatera. Ukrywanie się w coraz to nowych miejscach staje się po pewnym czasie mało interesujące. Denerwujący może być też dla niektórych fakt, że w książce znajduje się wiele niedopowiedzeń. Odbiorca nie wie, co stało się z poznanymi wcześniej bohaterami, pozostaje mu jedynie domyślać się ich dalszych losów.
Moja ocena: 4+/6
Recenzja zamieszczona również na portalu Upadli.pl
Mam nadzieję, że mimo tego, że czujesz się zawiedziona, dasz temu autorowi jeszcze kiedyś szansę. Jeśli chodzi o Kinga, czytałam tylko "Zieloną milę" i jestem w tej książce zakochana! :)
OdpowiedzUsuńKinga lubię, więc i pewnie przeczytam ;]
OdpowiedzUsuńMoże nie jest to tematyka, za jaką powinien zabierać się mistrz horroru, po prostu:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Hmmm a ja Kinga nie trawię... Chociaż może po prostu na złą książkę trafiłam, i tak się zniechęciłam. Jeśli już się miałabym za niego zabierać - to zdecydowanie Zielona Mila jest nr. jeden.
OdpowiedzUsuńOstatnio próbuje poznać jak najwięcej dzieł Kinga a tej pozycji jeszcze nie miałam okazji przeczytać, dlatego dam jej szansę, jeśli się na nią gdzieś natknę.
OdpowiedzUsuńLubię Kinga, ale ta pozycja jakoś nie jest pierwsza na mojej liście do przeczytania...
OdpowiedzUsuńLubię horrory Kinga, natomiast w wersji s-f to już nie przemawia do mnie. A czy przypadkiem na podstawie "Uciekiniera" nie nakręcili filmu pod tym samym tytułem? Bo oglądałam takowy ze Schwarzeneeger'em i fabułę miał podobną.
OdpowiedzUsuńNiestety ale ta książka w ogóle mi się nie podobała.
OdpowiedzUsuńCzytałam, była całkiem niezła, ale autor miewał lepsze powieści. Tak jak pisałaś, ciekawi najbardziej ucieczka bohatera a miejscami robi się nudno... Koniec też taki marny...
OdpowiedzUsuńJa spasuję. Po prostu nienawidzę Kinga i mam do niego poważny uraz. :( Nie wiem czy jeszcze w ogóle sięgnę po jakąś jego książkę.
OdpowiedzUsuńOwszem, słyszałam o tym pisarzu, oglądałam wspomnianą przez Ciebie "Zieloną Milę", ale nie czytałam jeszcze ani jednej jego książki. Być może powinnam to zmienić, ale jak na razie nie mam ochoty poznawać jego twórczości. Poczekam na dogodny ku temu czas :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
King ma bardzo dobre książki, tak samo jak ma kilka takich, które trzeba schować do szafy, zamknąć na kłódkę i nikomu ich nie pokazywać ;P
OdpowiedzUsuńBodajże na podstawie tej książki był nawet film... a może tylko inspirowano się tą pozycją. Bynajmniej nie widziałam go i nie czytałam książki i jakoś mnie nie ciągnie.
Pozdrawiam serdecznie :)