niedziela, 14 września 2014

Angelfall, Susan Ee

Zagłada ludzkości w wyniku uderzenia asteroidy, ataku kosmitów? A może zwrócenie się maszyn przeciwko swym stwórcom? Nic z tych rzeczy. W wizji stworzonej przez Susan Ee za śmierć ludzi odpowiadają ci, którym powierzana była część modlitw, których zadaniem było chronić dzieci boże od złego. Uskrzydlone istoty pojawiły się na niebie i zaczęły siać śmierć i zniszczenie, zmuszając ocalałych do zapomnienia o wcześniejszym życiu. Prawo przestało istnieć, pieniądze straciły jakąkolwiek wartość, a niebezpieczne gangi zaczęły polować dla własnej uciechy na ocalałych pobratymców. Tak, witajcie w świecie, w którym spotkanie z aniołem może stać się waszą przepustką do śmierci. Od tej reguły wyjątkiem stała się jednak siedemnastoletnia Penryn, dla której jedyną szansą na uratowanie porwanej siostry jest połączenie sił ze śmiertelnym wrogiem – aniołem pozbawionym skrzydeł. 

Kiedy rozpoczynałam lekturę „Angelfall” nie wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Podejrzewałam, że będzie to kolejny romans paranormalny, skierowany przede wszystkim dla nastolatek, z motywem postapokaliptycznym w tle. Właśnie z powodu obecności tego drugiego elementu sięgnęłam po tę powieść i przez całą lekturę nie miałam nawet czasu na odetchnięcie z ulgą. Twór Susan Ee wciąga bowiem czytelnika od pierwszej strony, zmuszając go do kontynuowania lektury i przyglądania się staraniom głównej postaci z bliska. Jest to nie tylko zasługą prostego i lekkiego języka, ale także ciekawej historii, połączonej z dobrą kreacją świata przedstawionego.

Wizja świata po ataku aniołów została na tyle wyraziście przedstawiona, że odbiorca bez trudu jest w stanie wyobrazić sobie zniszczone budynki, leżące zwłoki i szczątki dobytku zmarłych ludzi. Kłopotu nie powinno mu także sprawić poczucie atmosfery strachu i niebezpieczeństwa. Za sprawą Penryn ma okazję zapoznać się ze stworzoną rzeczywistością, zobaczyć do czego są zdolni ludzie, aby przeżyć. Niewątpliwym, jeśli nie największym, plusem "Angelfall" jest postać głównej bohaterki, która tak różni się od większości wykreowanych za sprawą pióra osób. W przeciwieństwie do nich, ma charakterek, ikrę i duże pokłady odwagi, przez co nie da się jej nie lubić. Penryn nie jest bowiem bezbronną kobietą, z miejsca wzdychającą do przystojnego anioła - to też sprawia, że ta historia nie jest tak banalna, jak mogłaby się z początku wydawać.

W książce można wyróżnić kilka wartych większej uwagi postaci, które swoją nietypowością zwracają uwagę odbiorcy, jednak znajdziemy też sporo takich, którzy robią jedynie za tło historii. Pisarce udało się stworzyć coś innego, na tyle innowacyjnego, że przyciąga do siebie czytelnika na dłuższy czas. Zasługa leży przede wszystkim w nakreślonej przez nią wizji rzeczywistości, a kreacja aniołów, tak odbiegająca od dobrze znanego nam obrazu tych istot, dodaje lekturze tego czegoś. Skrzydlaci posłańcy nie emanują dobrem i miłością do ludzi, są bezlitośni, a ich wrodzona siła robi z nich przeciwników nie do pokonania. Mimo tego, część ocalonych stara się za wszelką cenę odzyskać to, co utracili. 

 Jak łatwo się domyślić, „Angelfall” nie jest lekturą wysokich lotów, oprócz sporej dozy rozrywki i mile spędzonego czasu, nie będzie w stanie zapewnić odbiorcy niczego więcej. Powieść napisana przez Susan Ee jest jednak jedną z najlepszych lekkich pozycji, jakie miałam okazję czytać ostatnimi czasy. Zaliczyć ją można do gatunku fantastyki postapokaliptycznej, ale zawiera w sobie elementy thrilleru i subtelnego romansu paranormalnego, który jednak nie razi czytelnika. Ten tytuł nazywany jest także dystopią, ale jak dla mnie, nie zawiera w sobie bazowych elementów, które powinny o tym świadczyć. Czy więc polecam? Jak najbardziej. Na łamach jej stron znajdziecie wartką akcję, przemyślaną i dość nieprzewidywalną fabułę oraz interesujących bohaterów, a czas poświęcony na lekturze „Angelfall” z pewnością nie będzie nazwany straconym.
Wydawnictwo: Filia
Liczba stron: 303
Data premiery: 18.04.2013r.
Ocena: 5/6

sobota, 13 września 2014

Medytacja, Stephanie Clement

Medytacja jest skuteczną techniką wyciszenia, pracy nad sobą i próbą doskonalenia skupiania uwagi. Jej dobroczynne właściwości są powszechnie znane, a do najczęściej wymienianych należą chociażby: obniżenie ciśnienia krwi, uspokojenie i próba złagodzenia odczuwanego stresu. Nic więc dziwnego, że w dzisiejszych czasach ten sposób relaksacji stał się tak popularny, a szeroka gama ofert z warsztatów i kursów stale się powiększa. Słowo pisane, mam tu przede wszystkim na myśli książki, oferuje nam możliwość praktykowania medytacji bez konieczności uiszczania opłaty za każdą sesję. Na rynku wydawniczym powstało już sporo tego typu publikacji, a jedną z nich jest właśnie poradnik z serii „dla początkujących” wydawnictwa Illuminatio pod tytułem „Medytacja”.

Autorka tego dzieła, Stephanie Clement, posiada spory zasób wiedzy na temat medytacji, przez co ta pozycja wydaje się być wiarygodnym źródłem wiedzy i posiada swój specyficzny, momentami dość naukowy, klimat. Jak dowiadujemy się z zakładki „O autorce”, posiada ona dyplom magistra psychologii humanistycznej, a także doktorat z psychologii transpersonalnej. Nie będę więc ukrywać, że z tego powodu, już na samym początku, miałam spore oczekiwania względem tego tytułu i do jego lektury podeszłam ze sporym zainteresowaniem i niekryjącym entuzjazmem. Zamiast jednak od razu przejść do sedna, a więc ćwiczeń i technik medytacyjnych, czytelnik musi przebrnąć przez teorię, urozmaiconą łatwymi, momentami wręcz banalnymi, zadaniami do wykonania.

Rozwodzenie się nad pojęciem medytacji, przytaczanie i wytykanie nietrafności definicji z różnych wydań słowników – oto co zamieściła autorka na pierwszych stronach poradnika, jakby starając się zrobić z niego publikację naukową. Na szczęście, z każdym kolejnym rozdziałem, a więc poruszanym zagadnieniem, ten żargon zaczął  zmniejszać swoje natężenie, stając się coraz bardziej przystępniejszy dla odbiorcy. Wpływ na to ma na pewno fakt, iż przedstawione treści zaczęły być ciekawsze i o wiele bardziej interesujące. Rozdział, zawierający konkretne instrukcje odnośnie praktykowania medytacji, został przyjęty przeze mnie ze sporą ulgą, po ponad pięćdziesięciu stronach lektury pojawiła się w końcu możliwość ćwiczeń praktycznych - próba całkowitego wyciszenia.

Poradnik pt. „Medytacja dla początkujących” zawiera w sobie całą esencję wiedzy na temat tej sztuki, a nawet jeszcze więcej. Na łamach stron odbiorca znajdzie podstawowe informacje, mające pomóc mu przygotować się do medytacji, a więc na przykład te, dotyczące kwestii ubioru czy wyboru najwygodniejszej pozycji. Przy tym ostatnim, publikacja została wzbogacona o proste rysunki, przedstawiające opisany sposób siadu od pozycji lotosu, po seiza czy pozycję birmańską. Okazały się one niezwykle pomocne i można je uznać za niewątpliwy plus tej pozycji, tak samo jak wyrozumiałość Stephanie Clement, która starała się zachęcić czytelnika do nieustawania w próbach i rozwijała wszelkie, mogące się pojawić w trakcie ćwiczeń, wątpliwości.

Stephanie Clement rozwinęła w swojej książce wiele kwestii związanych z tematem medytacji lub jedynie o niego zahaczających. Czytelnik zapozna się więc z przykładami korzyści, płynących z praktykowania medytacji na co dzień, co da mu dodatkową motywację. Opisała też rolę medytacji, jej różne rodzaje, połączenia techniki wyciszenia z jogą i wiele więcej. Obszerność i ogrom tych wszystkich informacji zawiera się na dwustu pięćdziesięciu stronach, z czego wiele z nich składa się na opisane ćwiczenia. Poradnik pt. „Medytacja dla początkujących” mogę więc polecić każdemu, kto chce zacząć swoją przygodę z medytacją lub poszerzyć swoją wiedzę na jej temat.  
Wydawnictwo: Illuminatio
Liczba stron: 252
Data premiery: 08.01.2014r.
Ocena: 5/6
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Illuminatio, za co serdecznie dziękuję!

czwartek, 11 września 2014

Czy rzucono na ciebie klatwę?, Alexandra Chaudran

Kiedy los rzuca nam notorycznie kłody pod nogi i zdaje się, że nikt ani nic nam nie sprzyja, może najść nas wtedy myśl, że mamy pecha lub... zostaliśmy przeklęci. Środowisko, które nie ma kontaktu ze światem ezoterycznym, będzie zapewne sobie żartować z tej drugiej opcji i nie dowierzać. W końcu złe czarownice czy czarnoksiężnicy istnieją jedynie w bajkach, a gdy rzucają zły urok, mszczą się w ten sposób na pięknych księżniczkach i przystojnych młodzieńcach. Niestety, ale tak to nie działa. Sprawcą nieszczęść może być zupełnie niepozorna osoba, ale także i bezpośrednio poszkodowany, istnieje bowiem możliwość, że nieświadomie ściąga na siebie nieszczęście. Brzmi niewiarygodnie i przerażająco? Jeszcze jak, na szczęście do pomocy i zrozumienia tego zjawiska może przysłużyć się poradnik, którego tytuł zawiera w sobie pytanie „Czy rzucono na ciebie klątwę?”. 

Publikacja napisana przez Alexandrę Chaudran okazała się być swoistym kompendium wiedzy o urokach, ich rozpoznawaniu oraz zdejmowaniu. Już na początku lektury, ale także i w jej trakcie, autorka wspomina o innych możliwościach i powodach domniemanego pecha. Na stronach „Czy rzucono na ciebie klątwę?” znajdziemy więc wszelkie informacje pomocne przy stwierdzeniu, czy utrzymujące się niepowodzenie, aby na pewno jest skutkiem rzuconego uroku, czy na przykład rezultatem działania prawa przyciągania, a więc: negatywnych myśli i scenariuszy tworzonych przez umysł.

Jak wyjaśnia autorka, prawdziwe klątwy są niezwykle rzadkim zjawiskiem, chociaż w dalszym ciągu prawdopodobnym. W jednym z rozdziałów czytelnik ma okazję zapoznać się z innymi wyjaśnieniami doświadczania trudnych wydarzeń i chociaż my, ludzie, mamy skłonność do kojarzenia i szukania powiązań, pewnej analogii w spotykanym nas nieszczęściu, to nie zawsze jest ono równoznaczne z byciem przeklętym. Ale nie tylko o tym stara się nas przekonać Alexandra Chaudran; ma ona świadomość, iż taka sytuacja może mieć miejsce, w swojej publikacji zawarła na przykład informacje pomagające zweryfikować istnienie klątwy, możliwe sposoby jej zdjęcia czy uchronienia się przed złym urokiem w przyszłości.

W poradniku nie zabraknie także rozdziałów powiązanych lub jedynie zahaczających o ten temat. Na przykład tych, poświęconych medium czy wróżkom. Za sprawą zawartych w książce informacji na ich temat, odbiorca będzie w stanie skuteczniej rozpoznać oszusta, jedynie wyłudzającego od niego pieniądze. Lektura tej amerykańskiej pisarki obfituje w możliwe rytuały, modlitwy i medytacje, a krótkie rozwinięcie i przybliżenie tematu prawa przyciągania, oczyszczania aury czy innych bytów zwiększa wartość merytoryczną owego poradnika. Niewątpliwą zaletą tej pozycji jest to, że autorka nie napisała jej pod kątem konkretnej wiary, konkretnego wyznania, dlatego każdy znajdzie, zwłaszcza jeśli chodzi o modlitwy, coś dla siebie.

„Czy rzucono na ciebie klątwę?” to przystępnie napisany poradnik, w którym autorka użyła łatwego i prostego języka. Wdraża on czytelnika w lepsze zrozumienie kwestii klątw i uroków, dlatego w razie potrzeby, za jego sprawą, możliwe będzie udzielenie pomocy sobie lub osobom z bliskiego otoczenia. Na jego łamach znaleźć można wiele różnorodnych, choć powiązanych w pewien sposób, zagadnień, na przykład temat egzorcyzmów. Ja osobiście nie ryzykowałabym próby odprawienia tego typu oczyszczenia, preferowałabym zwrócenie się do osoby bardziej kompetentnej i doświadczonej, jednak nie zmienia to faktu, iż poradnik wydany przez wydawnictwo Illuminatio jest wiarygodnym źródłem informacji, a także pozycją godną większej uwagi.
Wydawnictwo: Illuminatio
Liczba stron: 215
Data premiery: 21.01.2014r.
Ocena: 5/6
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Illuminatio, za co serdecznie dziękuję!

poniedziałek, 8 września 2014

Malowany człowiek II, Peter V. Brett

Dwa stykające się ze sobą światy, dnia - należący do ludzi - oraz nocy, zdominowany przez demony, wyłaniające się z Otchłani. Aby w końcu doświadczyć upragnionego spokoju, nie wystarczy malować kolejnych run ochronnych i skrywać się w domostwach, licząc na bezpiecznie spędzoną noc - trzeba opanować swój strach i stanąć do walki z wrogiem. Wszystko to po to, aby uchronić swych bliskich od okrutnej śmierci zadanej przez kły i pazury bestii. Nie jest to jednak takie proste, ponieważ przez swą lekkomyślność ludzie z czasem zapomnieli o sztuce i metodach zabijania demonów, a jedynym miejscem, gdzie próbuje się teraz z nimi jakoś walczyć jest Krasja. To właśnie tam w pierwszej kolejności dociera Arlen, chcąc podzielić się z tym walecznym ludem odkrytym przez siebie artefaktem. Jego dobre chęci nie zostają jednak odpowiednio nagrodzone.

Życie Leeshy i Rojera też nie należy do najłatwiejszych. Dawni wrogowie jego byłego nauczyciela w końcu go dopadają i po raz kolejny traci on swoje oparcie, natomiast Leesha zostaje zmuszona wyruszyć w niebezpieczną podróż do dawnego miejsca zamieszkania. Przeznaczenie ma wobec tej trójki swój własny plan, dlatego losy zielarki i niedoszłego minstrela przeplatają się z postacią Naznaczonego, mężczyzny, który odrzucił nie tylko swoje imię, ale także człowieczeństwo. 

Pierwsza księga książki, napisanej przez Petera Brett’a, wypadła w moich oczach bardzo dobrze. Dawno nie byłam aż tak bardzo pochłonięta lekturą jakiegokolwiek tytułu, jednak przerywanie akcji w połowie i kontynuowanie jej jakby nigdy nic w drugiej części powieści? To jest już lekka przesada, zachodząca o bezczelność ze strony wydawcy. Fakt faktem, „Malowany człowiek II” różni się trochę od pierwszej księgi, ponieważ zarówno klimat książki, jak i główni bohaterowie ulegli bardzo wyraźnej przemianie. W żadnym wypadku nie powinien to być  jednak powód do osiągnięcia dodatkowego zysku. Czytelnik stopniowo wyczuwa różnicę, a postacie, które tak dobrze znał, zaczęły stawać się mu obce, jakby przeszły okres dojrzewania i zmieniły się w niektórych aspektach nie do poznania. Było to z jednej strony dość przerażające, ale z drugiej, intrygujące doświadczenie, zmuszające w ten sposób do dalszego śledzenia losów tej trójki.  

Druga księga „Malowanego człowieka” obfituje w opis walk i potyczek toczonych przez ludzi nie tylko z demonami, ale także i z innymi przedstawicielami własnego gatunku. Tym, między innymi, wyróżnia się „Malowany człowiek II” od pierwszej połowy książki, gdzie odbiorca miał okazję obserwować  losy dzieci. Sprawia to, iż druga część tego tytułu wydaje się mieć trochę inny charakter, mroczniejszy, ale także i dojrzalszy. Każde z tej trójki, Arlen, Leesha i Rojen, dorosło i uległo w pewien sposób przemianie. Wydarzenia z przeszłości pozostawiły bowiem na ich psychice bardziej lub mniej widoczny ślad, zmieniając nie tylko ich sposób myślenia, ale również i zachowania. Wraz z nimi czytelnik poznaje coraz lepiej wykreowany przez pisarza świat, podróżuje po jego dalekich zakątkach, zbiera informacje o kulturze Krasjan, a przede wszystkim, ma szansę przeżyć tę historii u boku wojownika, zielarki i ucznia minstrela.

Peter Brett zabrał czytelnika do zupełnie innego miejsca, gdzie strach towarzyszy ludziom o każdej porze dnia, a zwłaszcza w nocy. Wspomniana w pierwszej księdze Krasja zostaje tu początkowo wyróżniona i to na niej głównie skupił się autor. Odnosiłam jednak wrażenie, że przy jej kreacji inspirował się on przede wszystkim krajami arabskimi i tak też widziałam oczami wyobraźni odwiedzone przez Arlena miejsca. Podział na kasty, sposób traktowania innych obywateli – te wszystkie opisane elementy doskonale ze sobą współgrały i pozwalały czytelnikowi na dokładniejsze wyobrażenie i zrozumienie świata, w którym przyszło żyć przewodnim postaciom tej powieści.


„Malowany człowiek. Księga II” to wciągający i trzymający poziom twór, który pochłania czytelnika bez reszty. Pisarz jednak trochę zagalopował się w opisie akcji pod koniec lektury, zapominając o obecności jednego z bohaterów, co można uznać na mankament powieści. Mimo tego, a także tego bezsensownego podziału pierwszego tomu demonicznego cyklu, książka wypada naprawdę świetnie. Mało który miłośnik fantastyki się na niej zawiedzie. Polecam!
Wydawnictwo: Fabryka słów
Liczba stron: 316
Data premiery: 05.08.2011r.
Ocena: 5/6

środa, 3 września 2014

Ho’oponopono. Oczyszczająca modlitwa, Krystyna Kwiecinski

Szczęście – kto z nas do niego nie dąży? Staramy się zrobić wszystko, a nawet jeszcze więcej, aby poczuć je chociaż przez chwilę, dlatego wciąż szukamy sposobu, który nam to umożliwi. Jedną z metod jego osiągnięcia jest Ho’oponopono. Ta dziwnie brzmiąca, hawajska technika polega na przemienieniu negatywnej energii w pozytywną. Niby nic trudnego, w końcu w teorii brzmi to tak prosto, a jednak stosowanie jej w praktyce okazuje się być nielada wyzwaniem. Podstawą tej sztuki jest wybaczenie, otwarcie się na miłość, zmiana sposobu myślenia i swojej wibracji. Pomóc w tym może wizualizacja, a także oczyszczająca modlitwa, przynosząca nie tylko ukojenie, ale również nadzieję na lepsze jutro.  

„Ho’oponopono. Oczyszczająca modlitwa” to przyzwoicie wydany poradnik, na łamach którego czytelnik znajdzie informacje, nie tylko zaznajamiające go z tą tradycyjną metodą uzdrawiania duchowego, ale także z wiedzą dotyczącą mądrości wysp polinezyjskich – Huną. Nie będę ukrywać, iż w trakcie lektury tej pozycji, wielokrotnie na myśl przychodziło mi Prawo Przyciągania. Tak wiele elementów było podobnych, chociażby wibracje, siła myśli i energii wysyłanej do wszechświata. Pojawiła się jednak nowa informacja, dotycząca obciążeń karmicznych, będących powracającą energią z przeszłych wcieleń. Praktykowanie Ho’oponopono może jednak pomóc w ich neutralizacji, a co za tym idzie, w poprawie jakości życia.   

Poradnik napisany przez Krystynę Kwiecinski składa się z większych lub mniejszych objętościowo rozdziałów, a także ich podrozdziałów. Końcowe treści zawierają na przykład wykaz najpopularniejszych hawajskich zwrotów czy też dotyczą kwestii występowania negatywnych zjawisk na świecie. Jednak gdybym miała scharakteryzować kompozycję tego tytułu, to wyróżniłabym jego dwie części – teoretyczną oraz praktyczną, na łamach której czytelnik zapozna się z formami modlitw Ho’oponopono. Ich objaśnienie jest na tyle przejrzyste i dokładnie przedstawione, że każdy będzie w stanie wykonać krok po kroku zaprezentowany rytuał.

Użyty do napisania „Ho’oponopono. Oczyszczająca modlitwa” język jest lekki i prosty, z tego też względu przyswojenie sobie zaprezentowanych treści nie powinno sprawić większego problemu. Do  lektury poradnika zachęca przede wszystkim interesująca treść, poruszająca wszystkie te kwestie, które mogą nurtować potencjalnego czytelnika. Informacje dotyczące szczęścia, osiągnięcia harmonii, wybaczenia, czy po prostu oczyszczenia swojego życia, wzbogacają merytorycznie tę pozycję i zachęcają do samodzielnego praktykowania metody Ho’oponopono. Zawarte na początku informacje od autorki jeszcze bardziej mobilizują i nastrajają czytelnika, nabiera on bowiem przekonania, iż Krystyna Kwiecinski ma o tej hawajskiej technice oczyszczenia niemałe pojęcie.

„Ho’oponopono. Oczyszczająca modlitwa” to przyjemny w odbiorze poradnik, który przede wszystkim nakierowuje czytelnika na tę jaśniejszą stronę życia, zachęca do pozytywnego myślenia i oczyszczenia siebie ze złej energii. Na jego łamach nie zabraknie wzmianek o kwestiach związanych z zagadnieniem Prawa Przyciągania czy nawet planowania przedurodzeniowego, ale za sprawą zaznajomienia odbiorcy z hawajskimi mądrościami i modlitwami – oferuje coś nowego. Czy polecam? Tak. Jest to bez wątpienia pozycja warta uwagi, zwłaszcza dla zainteresowanych tematem samorozwoju.   

 Wydawnictwo: Illuminatio
Liczba stron: 196
Data premiery: 06.02.2014r.
Ocena: 5/6
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Illuminatio, za co serdecznie dziękuję!

wtorek, 2 września 2014

Malowany człowiek I, Peter V. Brett

Witajcie w świecie, gdzie w ciągu dnia swe rządy pełnią ludzie, aby po zmroku skryć się za runicznymi barierami i ustąpić miejsca bezlitosnym demonom, łaknącym ich krwi. Życie każdego, mieszkańców pomniejszych osad, czy nawet Wolnych Miast, nie należy do najłatwiejszych, jest bowiem przepełnione lękiem przed nieustępliwymi potworami. Sen ludzi od dawien dawna nie był spokojny, nocą zamiast ciszy rozchodzi się ryk demonów, dźwięk stawiającym opór barierom albo płacz i krzyki przerażonych ludzi. Arlen nie zamierza się jednak poddać otaczającej go rzeczywistości, a przede wszystkim strachowi, który  odebrał mu  to, co było mu najdroższe. Leesha także nie ma zamiaru zmieniać swojego postanowienia, nie daje się ugiąć, mając przy swoim boku starą Zielarkę. Podobnie Rojer, który stracił wszystko, co mógł, ale mimo tego, znalazł w sobie siłę do walki z każdym kolejnym dniem. Tak wygląda rzeczywistość, świat podzielony na dwie, tak różne części – jasną i ciemną, gdzie śmierć jest najmniej przerażającą rzeczą, której można doświadczyć. 

Wykreowany przez Petera Brett’a świat okazał się być na tyle interesujący, a przede wszystkim tak niezwykle wyrazisty, że porwał mnie od pierwszej strony. Wszystko, zamieszczonego na kartach „Malowanego człowieka”, zdawało się być żywe, wręcz namacalne - zarówno opisane miejsca, każdy kamień, krzak, jak i każda pojawiająca się w powieści postać. Nic więc dziwnego, że lektura dzieła tego amerykańskiego pisarza wywarła na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Po raz pierwszy od bardzo dawna byłam na tyle pochłonięta czytaniem, tak podekscytowana prowadzoną akcją, że zdołałam zapomnieć o wszystkich problemach i smutkach, które odciągały mnie od zwyczajowych przyjemności.

 „Malowany człowiek” nie bez kozery został ogłoszony jedną z najlepszych książek z gatunku fantastyki. Ma w sobie wszystko to, co dobry twór powinien mieć – ciekawą konstrukcję świata przedstawionego, wartką akcję i zapadających w pamięć bohaterów, do których ciężko się nie przywiązać. Wykreowany świat mamy możliwość poznać za sprawą trzech bohaterów, znajdują się oni w różnych miejscach i trudnią się różnymi zajęciami. Początkowo byłam zirytowana, kiedy rozdziały dotyczące Arlena zastąpiły strony, opisujące historię Leesh i odwrotnie, ale ten niejako przeplatający się sposób prowadzenia akcji prawie od razu przestał mi przeszkadzać. Trochę inaczej się miała sprawa najmłodszego z naszej trójki postaci, Rojera, ponieważ jego perypetie nie były już tak ciekawa jak poprzednie. Na szczęście autor nie poświęcił uczniowi Minstrela zbyt dużo uwagi.

Peter V. Brett przelał na karty papieru ciekawą wizję świata, z którą czytelnik zapoznaje się z każdą kolejną przeczytaną stroną. Aby mógł on lepiej zrozumieć rzeczywistość, w której przyszło żyć trójce głównych bohaterów, w licznych opisach czy wypowiedziach innych postaci nie zabraknie wzmianek o polityce, prawach, zajęciach i sposobie życia mieszkańców. Odbiorca jest bowiem w „Malowanym człowieku” obserwatorem, który ma okazję śledzić tę historię niejako zza pleców Arlena, Leeshy czy też Rojera. Z tego też powodu, czytelnik nierzadko dowiadywał się szczegółów, dotyczących funkcjonowania w przedstawionym świecie, na równi z przewodnimi postaciami. Wszystko to za sprawą starszych i bardziej obeznanych mieszkańców. Dlatego też przywiązanie się do tej trójki było jak najbardziej możliwe, nie byli oni obojętni dla odbiorcy, a wręcz przeciwnie - wzbudzali silne emocje.

„Malowany człowiek” okazał się być lekturą godną przeczytania. Dawno nie zostałam wręcz przyssana do stron żadnej czytanej przeze mnie ostatnio książki. Dodatkowym atutem tej powieści są niezwykłe rysunki, pozwalające odbiorcy wyobrazić sobie na przykład wygląd demona czy poszczególnej postaci - stanowią one ciekawą formę urozmaicenia lektury, uprzyjemnienia czytania. Z tego powodu, polecam ją wszystkim, a zwłaszcza miłośnikom dobrej fantastyki. Na tym dziele na pewno się nie zawiedziecie. 
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Liczba stron: 500
Data premiery: 29.11.2008r.

Ocena: 6/6
Blogger Template by Clairvo