wtorek, 18 września 2012

Hurysy z katalogu, Edward Guziakiewicz

Wydawnictwo: Dreams
Liczba stron: 183
Data premiery: 13.07.2011r.

 Przyszłość. Podróże po całym układzie słonecznym są jak najbardziej możliwe, jednak tylko dla nielicznej grupy ludzi, która może sobie pozwolić na tak spory wydatek. Bardzo wysoko rozwinięta technologia pozwala na spełnienie najskrytszych pragnień. W drodze przypadku wojskowy Raoul Dupont odkrył na pewnej planecie złoża retelitu, które zapewniły mu niemały majątek. Dzięki swemu odkryciu mógł pozwolić sobie na kupno Afrodyty – blond piękności, która jest niczym innym jak najwyższej klasy androidem, o której marzą wszyscy mężczyźni. Wkrótce okazuje się, że jego niewolnica posiada pewne umiejętności, które wielokrotnie pomogą zachować go przy życiu. Co jak co, ale zadarcie z bardzo groźnymi typami może skończyć się tragicznie.  


 Edward Guziakiewicz stworzył powieść skierowaną głównie dla męskiego grona czytelników. Wątpię, aby przedstawicielki płci pięknej mogłyby poczuć się zadowolone, w takim samym stopniu jak mężczyźni, w trakcie lub po lekturze „Hurysów z katalogu”. Nie ma co ukrywać – książka od pierwszej strony przesiąknięta jest seksem. Nie mam pojęcia skąd jej autor wziął pomysł na fabułę tego typu, ale chyba nawet nie chciałabym wiedzieć.

 Nasz główny bohater – podstarzały mężczyzna, który przez obowiązki nie miał czasu na założenie rodziny – wykorzystuje swoją sztuczną piękność na wszystkie sposoby. Musi w końcu wykorzystać te wszystkie stracone lata.  Oczywiście android klasy zerowej nie narzeka, został zaprogramowany w taki sposób, aby spełniać wszystkie erotyczne fantazje właściciela, i jak na razie – spisuje się wyśmienicie. Całkowicie oddana, zgadza się na wszystko, podbudowując ego mężczyzny, który ze względu na wiek ma czasem problemy z erekcją. Jej sposób wysławiania oraz tok myślenia jest natomiast całkowicie sztuczny, najczęściej zadawanym przez nią pytaniem jest „chcesz się teraz kochać?”.

 Pomimo tego, że akcja jest wolna i przez długi czas nic się nie dzieje książkę czyta się bez większych problemów. Niektórych mogą razić rozgrywające się wydarzenia, w końcu, która z kobiet chciałaby przez całą lekturę obserwować losy tępych piękności i napalonych na nie mężczyzn? Co innego mężczyźni, chyba każdy z nich chciałby być posiadaczem zawsze chętnej na uprawianie seksu kobiety, której obce jest obrażanie się i odczuwanie zazdrości.

 Nie licząc brzydkiej okładki, która kojarzy się z pismami lub filmami pornograficznymi, książce nie brakuje wad. Mało wyraziści bohaterowie, proste dialogi oraz powolna akcja działają na niekorzyść „Hurysów z katalogu”. Niektóre zachowania głównej postaci oraz pewnego napalonego technika, który podróżuje za Raoulem, są żenujące. Prawdopodobnie wynika to z tego, że mnie, jako czytelnika, nie podniecały krótkie spódniczki i seks z dwoma androidami. 

 Podsumowując, książka ma wiele wad, aczkolwiek podejrzewam, że nie będą one tak bardzo istotne dla czytelników płci męskiej. Co jakiś czas, wolną akcję przerywają krótkie walki, związane z próbą zabicia naszego siwego bohatera, jednak kończą się one tak szybko, jak się zaczynają. Humor i lekki język uprzyjemniają czytanie, dlatego „Hurysy z katalogu” mogę polecić wszystkim tym, którzy lubią tego typu „umilacze” czasu.

Moja ocena: 3/6
Książkę otrzymałam od portalu Upadli.pl, za co serdecznie dziękuję!

8 komentarzy:

  1. raczej nie dla mnie
    w ogóle nie porywa mnie ta historia

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie nie dla mnie - nie odnalazłabym się w tej książce, a okładka jest okropna..

    OdpowiedzUsuń
  3. okładka jakaś dziwna i wgl ta historia ;/
    zdecydowanie nie dla mnie!
    ale recenzja świetna ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. To książka raczej nie dla mnie. Sama okładka mnie odstrasza.

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak wysoka ocena na tak marną treść.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jako facet nawet zacząłem tą książkę czytać (chyba nie ma w tym nic złego?), ale po kilkudziesięciu stronach wymiękłem. Nieodparte skojarzenie oprogramowania androidki z Microsoftem (pamiętacie "Where do you want to go today?"?) i już dałem sobie spokój... Jakoś dziwnie wolę 'wolne oprogramowanie' np. Linuxa :))))

    OdpowiedzUsuń

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

Blogger Template by Clairvo