Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 286
Data premiery: 6.08.2011r.
„Dom na Zanzibarze” jest prawdziwą historią kobiety, która postanowiła przełamać swój lęk przed nieznanym i za sprawą wewnętrznego pragnienia wyjechała do Afryki, zostawiając swoje dzieci w rodzinnym mieście. Oczarowana Ciemnym Lądem, Dorota zapomina o wszelkich problemach w życiu osobistym i ponownie wyrusza w podróż, gdzie u boku wojownika z plemienia Suburu dociera do miejsc, w których nigdy nie był żaden turysta. Widzi miejsca niedostępne dla innych osób, jednak w momencie, gdy trafia na Zanzibar wie, że odnalazła swój własny raj.
Powieść napisana przez Dorotę Katende jest kolejną książką opowiadającą o kobiecie, która pokonała wszystkie przeciwności losu i oprócz szczęścia, znalazła także miłość. Tego typu historii na rynku czytelniczym jest naprawdę wiele, jednak czy jest coś, co odróżnia tę pozycję od innych? Wydaje mi się, że nic szczególnego, nie licząc bólu oczu, co jest zasługą bardzo małej czcionki. Nigdy nie miałam problemów ze wzrokiem, jednak w tym wydaniu literki są tak małe, że większości osobom czytanie może sprawiać problem i to poważny.
„Dom na Zanzibarze” jest wydany w formie pamiętnika, w którym znajdziemy fragmenty dziennika Doroty. Były one takie… pozbawione emocji. Nie umiem tego określić, jednak gdybym to ja zwiedziła wymarzony kraj, szalałabym ze szczęścia. Miłe dla oka rysunki przy każdym rozpoczynającym się rozdziale są czymś fantastycznym, dodają niesamowitego uroku całej pozycji. Jeżeli jednak chodzi o wrażenia z lektury, to nie są one pozytywne. Powieść w żaden sposób nie zdołała mnie porwać. Czytanie tej książki nie wzbudziło we mnie większych emocji, a los głównej bohaterki, a zarazem autorki tego tytułu, był mi w gruncie rzeczy obojętny, ponieważ w żaden sposób nie zdołałam nawiązać z nią kontaktu emocjonalnego.
Dorocie Katende nie udało się mnie porwać i oczarować. Lektura momentami wlokła się niemiłosiernie i jedyny rozdział, który mnie naprawdę zaciekawił, opowiadał o jej życiu prywatnym. Historia nieszczęśliwych małżeństw wzbudzała we mnie uczucia takie jak współczucie a nawet złość, skierowaną na przedstawicieli płci męskiej, chociaż nie pochwalam jej zachowania. Przyjemność przyjemnością, jednak żeby zostawiać swoje własne dzieci, żeby móc wybrać się na safari? Dla mnie jest to coś niewyobrażalnego, bo przecież dobra matka tak nie postępuje.
„Dom na Zanzibarze” nie jest lekturą, która przypadła mi do gustu. Jest przeciętną pozycją, która w żadnej sposób nie jest w stanie powalić czytelnika na kolana. Jej największą zaletą są dokładne opisy przyrody i miejsc, które odwiedziła autorka. Dzięki nim, czytelnik ma okazję ujrzeć oczami wyobraźni te same niesamowite miejsce, które całkowicie oczarowały Dorotę Katende. Kolejną zaletą tej powieści jest fakt, że została w książce przedstawiona osobowość ludzi z zupełnie innego świata. Opis początkowych trudności białej kobiety na Zanzibarze sprawia, że ta historia staje się jeszcze bardziej prawdziwa.
Mam świadomość tego, że Dorota Katende podzieliła się z zupełnie obcymi ludźmi swoją historią, jednak jej sposób przekazania nie trafił w mój gust. Pod koniec lektury miałam wrażenie jakbym czytała coś w rodzaju broszury czy reklamy, zachęcającej do odwiedzenia Zanzibaru. Tego typu zabieg nie zadziałał na mnie, dlatego nie wiem, komu mogłabym polecić „Dom na Zanzibarze”. Przede wszystkim osobom, które lubią poznawać tego typu historie, jednak ostrzegam, że książka szału nie robi, przynajmniej na mnie.
Moja ocena: 2+/6
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Otwarte, za co serdecznie dziękuję!
Mimo nieprzychylnej oceny, recenzja bardzo ciekawa. A po książkę nie sięgnę ;D
OdpowiedzUsuńJa sobie daruję
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się właśnie nad przeczytaniem "Kobiety na Zanzibarze", ale po przeczytaniu tej recenzji, zaczęłam się wahać, czy warto. Chyba pomimo wszystko, spróbuję :) Oby na mnie wywarła większe wrażenie!
OdpowiedzUsuńMiałam podobne wrażenie po lekturze książek podróżniczych Beaty Pawlikowskiej - niby pamiętnik, a wyprany z emocji, pisany jakby na siłę, bez śladu entuzjazmu. Dzięki za info, będę omijać:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Heather - jasne, każdy ma inny gust. Jestem jednak ciekawa, jak Tobie się spodoba. ;)
OdpowiedzUsuńIsadora - no właśnie, teraz tylko pytanie, czy autorka faktycznie pisała na siłę, czy po prostu nie umie przekazać czytelnikowi tego w dobry sposób.
Książka leży już od miesiąca na mojej półce, bo nie mogę się do niej zabrać, ale już, już pokonywałam tę barierę, a teraz znowu Zonk...
OdpowiedzUsuńNie chce czytać książki ze złym nastawieniem, ale coś czuję, że też będę mocno rozczarowana, a niech to!.
Na półce mam książkę Martyny i już niedługo mam zamiar ją przeczytać :) Obym się nie rozczarowała.
OdpowiedzUsuńNie zaczytuję się w powieściach podróżniczych, dlatego i tak bym nie sięgnęła.
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na półce (inne wydanie), mam nadzieję, że trafi w mój gust czytelniczy, ale to się okaże po lekturze :)
OdpowiedzUsuńSkoro jest to przeciętna książka, która nie zachwyciła cię praktycznie niczym, to ja także nie będę szukać tej pozycji.
OdpowiedzUsuńA miałam zamiar ją przeczytać. Szkoda, że książka tak słabo wypadła:(
OdpowiedzUsuńSzkoda, że taka negatywna recenzja. Raczej po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńMoże w wolnej chwili sięgnę
OdpowiedzUsuńKsiążki podróżnicze nie należą do moich ulubionych. Mam uraz po "W pustyni i w puszczy". Książkę raczej sobie odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńTeż bym chciała tak wyjechać. Szkoda tylko, że książka taka słaba.
OdpowiedzUsuńRównież otrzymałam tą książkę do recenzji od Otwartego tak więc przeczytam na pewno, niemniej jednak będę od niej wymagała znacznie mniej ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam "Dom na Zanzibarze" na ubiegłorocznych wakacjach, dałam tej książce wyższą ocenę ;)
OdpowiedzUsuńMimo wszystko podobała mi się.
Słyszałam niedawno o książce i miałam wielką ochotę ją przeczytać, bo tematycznie niby trafia w mój gust... Lubię życiowe opowieści. Ale skutecznie mnie zniechęciłaś. Dam sobie spokój. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńO rany, ale ocena.
OdpowiedzUsuńTeż miałam ochotę przeczytać książkę, ale zmieniłam zdanie. Jest mnóstwo dobrej literatury podróżniczej, więc nie ma sensu sięgać po pozycje nudne i irytujące - a ja raczej nie umiałabym się wczuć w przygodę matki, która zostawiła dzieci, żeby iść za wewnętrznym głosem... :/
Bardzo dobra recenzja, przekonałaś mnie, że sięganie po te pozycję to zwykła strata czasu. Nie znoszę małych liter i często właśnie przez to rezygnuję z lektury nawet ciekawej książki.
OdpowiedzUsuńW takim razie dobrze zrobiłam, że jej nie kupiłam. ;)
OdpowiedzUsuńMam wrazenie, ze ostatnio jest zalew ksiazek, w ktorych bohaterki udaja sie w podroz, coby "odnalezc siebie".
OdpowiedzUsuńNie lubie ksiazek podrozniczych i nie sadze, by byl to dobry sposob na "odnajdywanie siebie", wiec nie :-).
Książki podróżnicze lubię ale tylko wtedy, gdy zostaną one napisane w sposób ciekawy i zachęcający do sięgnięcia po nie ;) W tym wypadku, nie czuję się ani trochę zachęcona, a wręcz przeciwnie. Dzięki Twojej rewelacyjnej recenzji, nie stracą czasu na mocno przeciętą lekturę.
OdpowiedzUsuńAż tak źle? Uwielbiam książki podróżnicze, a ta ostatnio dostawała same pozytywne recenzje. Jednak po Twojej oczekiwania trochę opadły...
OdpowiedzUsuńChyba nie skorzystam ; /
OdpowiedzUsuńLudzie, jak Was czytam to jestem osłabiona... A może byście tak mieli własne zdanie, a nie jak te papugi... A ja czytałam i miałam okazję poznać Dorotę. I wrażenia mam pozytywne. Wyróbcie sobie własne zdanie. Po prostu przeczytajcie...
OdpowiedzUsuń