Każdy ma jakieś namiętności, a taką
namiętnością dla Tity, głównej bohaterki powieści pt. „Przepiórki w płatkach
róży”, jest przede wszystkim gotowanie. Urodzona w kuchni, traktowała to
pomieszczenie ze szczególnym sentymentem, a za sprawą niemałego talentu
kulinarnego tworzyła dania, dzięki którym mogła przekazywać innym swoje uczucia
oraz emocje. Jej życie jednak nie było usłane różami. Ze względu na wieloletnią
tradycję narzucona została jej rola dożywotniej opiekunki matki, a tym samym -
zabroniono jej na ślub z ukochanym mężczyzną. Los ma jednak wobec nich trochę
inne plany, zwłaszcza, że uczucie między tymi dwojga staje się, pomimo różnego
rodzaju komplikacji, coraz silniejsze.
„Przepiórki w płatkach róży” zostały
okrzyknięte przez wielu czytelników kwintesencją literatury kobiecej,
aczkolwiek ja w tej powieści nie doszukałam się niczego wspaniałego. Lektura
tworu Laury Esquivel męczyła mnie niemiłosiernie, a do trzech czy czterech
ostatnich rozdziałów nazwałabym ją torturą w czystej postaci. Pierwsze strony
nie były złe, były po prostu… mdłe. Kiedy historia zaczęła się rozwijać zaczęło
robić się coraz gorzej, a moje ‘czytelnicze ja’ zostało całkowicie wyzbyte z
jakichkolwiek uczuć. Po kilkudziesięciu stronach było mi już wszystko jedno, z
utęsknieniem myślałam o zakończeniu historii i zamknięciu tej książki raz
na zawsze.
Historia sama w sobie była mało rzeczywista, nazwałabym
ją nieudaną repliką baśni. Niektóre sceny oraz wydarzenia, które zostały przedstawione
przez autorkę, wprawiały mnie w osłupienie. Zastanawiałam się, jak to możliwe,
aby ktoś wymyślił coś takiego. Wielka miłość od pierwszego wejrzenia, prawie
pozbawiająca tchu, doświadczanie fizycznej rozkoszy po zjedzeniu pewnego dania
czy też zatrucie gości swoimi łzami – w „Przepiórkach w płatkach róży” wszystko okazało się być możliwe.
Pióro, którym posłużyła się pisarka, nie
przypadło mi szczególnie do gustu. Niektóre wyrażenia. przede wszystkim użyta składnia, sposób wysławiania się
poszczególnych postaci, a nawet imiona głównych bohaterów wzbudzały we mnie
jedynie irytację. Nie będę ukrywać, że z tego powodu z coraz większym niezadowoleniem
kontynuowałam lekturę książki, która zebrała, z niezrozumiałych dla mnie
powodów, tak dużą liczbę pozytywnych opinii. Być może jestem zbyt dużą
realistką i podejście przez autorkę do kwestii miłości w taki sposób okazało
się być tym przysłowiowym gwoździem do trumny.
Każdy z rozdziałów powieści zaczynał się w
podobny sposób, a więc zaprezentowaniem listy składników oraz pobieżnym sposobem
przygotowania danej potrawy. Przedstawione dania wydawały się niezwykle
apetyczne, ale także nieosiągalne, ponieważ nie spotkałam się dotąd z niektórymi ze składników. Wraz z wieloma kuchennymi opisami nadawały
te elementy powieści wyjątkowy i apetyczny klimat, który mogę zaliczyć do
nielicznych zalet "Przepiórki w płatkach róży", dołączając do tego oczywiście przepiękną okładkę książki.
„Przepiórki
w płatkach róży” jest powieścią faktycznie przeznaczoną dla kobiet, zwłaszcza
tych, które wierzą w ogromną potęgę prawdziwej miłości. Powieść Laury Esquivel
nie zrobiła na mnie pozytywnego wrażenia, jej lektura przez większość czasu
mnie męczyła, a pomysł autorki na zakończenie tej historii odebrał mi mowę. Nie
byłam pewna, czy „Przepiórki w płatkach róży” tak mnie wykończyły, ale faktem
jest, że ostatnie strony przeczytałam trzy razy, próbując zrozumieć
zakończenie. Czy polecam? Niestety nie. Na rynku wydawniczym można znaleźć o
wiele lepsze i ciekawsze historie miłosne, które przynajmniej wciągają
czytelnika i dostarczają mu sporą dawkę rozrywki.
Moja ocena: 2-/6
Wydawnictwo: Znak
Liczba stron: 238
Data premiery: 18.07.2013r.
Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak, za co serdecznie dziękuję!