Czasem los bywa szczególnie
okrutny względem wybranych przez niego osób. Nie każdy wytrzymuje taką presję i
nierzadko ratunku szuka w różnego rodzaju używkach, aktywnościach albo też we
własnej głowie. Tę ostatną opcję wybrała Deborah – młoda dziewczyna, która
wykreowała sobie swój niepowtarzalny świat, z własnym jęzkiem, bóstwami czy
zwyczajami, jednak jej twór z czasem zaczął wymykać się spod kontroli.
Zrozpaczeni rodzice postanowili pozostawić ją w ośrodku psychiatrycznym, gdzie
pod swoje skrzydła wzięła ją znana i powszechnie szanowana lekarka – doktor
Fried. W miejscu odgrodzonym od świata
zewnętrznego kratami, gdzie krzyki, ataki szału, czy odbiegające od normy
zachowania są na porządku dziennym, nasza bohaterka będzie musiała zdecydować,
życie w którym świecie wybierze.
Akcja powieści od pierwszej
strony wydawała się być spokojna i taka też była przez resztę lektury. Czytelnik
miał okazję poznawać historię choroby Deborah za sprawą przeplatających się
fragmentów, dotyczących zarówno jej życia w szpitalu i kontaktów z pozostałymi
pacjentkami zakładu, jak i z wizyt u doktor Fried, czy też wędrówek i rozmów z
bóstwami Ur. Te ostatnie były, w mojej ocenie, najmniej interesujące. Owszem,
kreacja innej rzeczywistości była ciekawa, jednak - jak na twór chorej psychicznie
osoby przystało – zbyt niezrozumiała. Podobnie było w przypadku życia głównej
bohaterki w szpitalu. Co prawda, dzięki tym opisom przybliżone zostało
czytelnikowi to miejsce, rządzące w nim reguły i zasady oraz pozostali
pacjenci, jednak te fragmenty nie dostarczały mi wystarczającej pożywki
czytelniczej.
Lektura „Życie to nie bajka” była
po prostu... w porządku. Wykorzystany przez pisarkę język był prosty, jednak
sama powieść nie porwała mnie w żaden sposób, a autorce nie udało się sprawić,
abym zdołała zżyć się z główną postacią. Z tego powodu, losy Deborah jakoś
szczególnie mnie nie przejmowały. Z zaciekawieniem przewracałam kolejne kartki,
zaznajamiałam się z następnymi rozdziałami, aczkolwiek robiłam to, bo po prostu
chciałam zakończyć tę powieść. Powód był jeszcze jeden, mianowicie – fragmenty dotyczące
spotkań naszej bohaterki z doktor Fried. Za ich sprawą, czytelnik wspólnie z
Deborah cofał się w przeszłość i poznawał wydarzenia, które zapoczątkowały jej
ucieczkę do Ur, a tym samym, chorobę psychiczną. Skłaniały one do refleksji i
uzmysławiały, jak różnego rodzaju sytuacje z dzieciństwa, sposoby zachowań innych
ludzi itd., mogą dotkliwie odbić się na psychice danej osobie.
"Choroba Deborah jest teraz rozpaczliwą walką o zdrowie."*
Tytuł dzieła Joanne Greenberg
zawiera w sobie całą kwintesencję życia i właśnie dlatego po niego sięgnęłam. Życie
nie jest bowiem bajką, dlatego płacz i rozpacz na nic się tu nie zdadzą. Los
się nad nami nie zlituje, a wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej da nam w kość.
To do nas należy wybór – czy ze spuszczoną głową, będziemy się na wszystko zgadzać,
a może zbuntujemy się, zrobimy wszystkim na złość i będziemy walczyć o własne szczęście? Powieść tej amerykańskiej pisarki uzmysławia nam, że wszystko jest
możliwe, nawet walka z chorobą, dlatego polecam ją wszystkim, a zwłaszcza tym,
którzy przestali dostrzegać, co jest naprawdę ważne. Mimo wszystko, polecam!
Wydawnictwo: Replika
Liczba stron: 319
Data premiery: 04.03.2014r.
Ocena: 4/6
*137str.