poniedziałek, 28 lutego 2011

Moja biblioteczka :)

Witam wszystkich serdecznie!
 Ponieważ Bujaczek zaprosiła mnie do zabawy, to z chęcią wzięłam w niej udział :) Oto moja biblioteczka w pokoju (za seriami Trudi Canavan jest cała seria Zmierzchu, Wampiratów i Eragona):


I książki, które są bardzo stare i leżą na ostatniej półce przy starym komputerze:
 Inna półka - moja ulubiona, która jest w całości poświęcona Harremu Potterowi. Są tam wszystkie książki i dodatki, w których mowa o HP, do tego zakładki, karty, plakaty, plakietki, maski itd. :

Na telewizorku mój misiak, którego dostałam 3 lata temu na gwiazdkę. Trochę się wykosztowała mama, bo on gra na skrzypcach i rusza skrzydłami świecąc. Trochę bałaganu jest, ale nie chciało mi się sprzątać, bo mam na głowie jutrzejsze 2 sprawdziany i kartkówkę z fizyki...

A to biblioteczka ezoteryczna, ziołowa, kucharska, chociaż nie tylko. Właściwie jest mamy, ale często książki stamtąd biorę, szczególnie te o urodzie, ziołach czy ezoteryczne.

Z bliska półka ziołowa z poradnikami dotyczącymi urody, kotów itd.:
Kolejna półka typowo ezoteryczna, chociaż nie tylko tu są one, bo się nie mieściły:

Półka typowo kucharska:





No i powracamy do mojego pokoju. Na komodzie pudełko ozdobne, a w nim... książki na które miejsca już nie ma:


To na tyle. Tytułów książek może i nie widać, ale jakby były ułożone inaczej, to połowa książek by się nie zmieściła... Mam nadzieję, że podobały Wam się zdjęcia i na koniec wstawiam zdjęcie dwójki z moich czterech kotów. Co prawda robione w tamtym roku w lato na balkonie, ale teraz je zobaczyłam na komputerze i zapragnęłam się nim podzielić:

teraz do zabawy wzywam:



złodziejkę książek
upiornygroszek
Lene

I każdego kto tylko ma ochotę :)

22 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

sobota, 26 lutego 2011

Sosnowe dziedzictwo, Maria Ulatowska



Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data premiery: 8.02.2011r.
Liczba stron: 296

 Patrząc na okładkę debiutanckiej powieści pani Marii Ulatowskiej pt. „Sosnowe dziedzictwo”, do głowy przychodził mi „Dom nad rozlewiskiem”. Co prawda nie czytałam książki, ale oglądałam serial, który  bardzo przypadł mi do gustu, dlatego z wielką ochotą i ukrytymi nadziejami dotyczącymi tej pozycji, zabrałam się za czytanie. Moją uwagę natychmiast zwrócił napis widoczny na górze okładki: „W życiu przeznaczenie czasem czeka ukryte pod doniczką paprotki. […]. Historia, o której pomyślicie: chciałabym, żeby była moja…”.

 Główną bohaterką jest Anna Towańska - kobieta o niesamowitej urodzie, pełna uroku i wdzięku, dzięki któremu potrafi zjednywać sobie ludzi. Książka opisuje jej historię, która jest dość niesamowita. Pewnego dnia dowiaduje się, że jest dziedziczką dworku „Sosnówka”. Pełna nadziei, a zarazem obaw wyjeżdża z Warszawy do małego miasteczka, gdzie znajduje się jej „nowy” dom. Tak naprawdę „Sosnówka” wymaga dużego wkładu pieniędzy, bo przez długi czas stał niezamieszkany. Na miejscu przygarnia schorowanego psa, poznaje przystojnego weterynarza, parkingowego Dyzia, który od razu zaczyna darzyć sympatią młodą i pełną uroku spadkobierczynię opuszczonego dworku oraz wiele innych mieszkańców tego jakże uroczego miasteczka.

 Książka jest napisana prostym i zrozumiałym językiem, który wciąga od pierwszych stron. Trudno jest się od tej historii oderwać, jednak najbardziej zaciekawiały mnie fragmenty, które są zawarte w oddzielnych rozdziałach. Dotyczą one drugiej wojny światowej, tego co działo się z przodkami bohaterki i jak to się stało, że Sosnówka trafiła właśnie do niej. Nigdy nie pałałam wielką miłością do książek opisujących czasy wojny, bo nie wydawały mi się na tyle wciągające, dlatego ze zdziwieniem odkryłam, że najbardziej podobają mi się właśnie fragmenty opisujące życie wcześniejszych krewnych Anny w Warszawie, w czasie powstania warszawskiego. Jest ich stosunkowo niewiele w porównaniu z ilością stron książki, więc osoby które nie lubią czytać o tego typu wydarzeniach mogą być spokojne, a może tak jak ja – przekonają się do nich?

 „Sosnowe dziedzictwo” ma bez wątpienia w sobie wiele uroku i potrafi oczarować czytelnika od pierwszych stron, jednak posiada również wady. Najbardziej w książce denerwował mnie fakt, że autorka stworzyła bohaterkę, która jest istnym ideałem kobiety – piękna, pełna wdzięku i uroku, zdobywająca po krótkiej konwersacji serce każdej osoby. Przez tego typu bohatera, pozycja traci urok, robi się sztuczna i nierzeczywista, bo przecież nie można spotkać takiego ideału – przynajmniej ja nigdy nie spotkałam.

 Opisana historia jest według mnie za bardzo wyidealizowana, bo przecież życie na ziemi tak nie wygląda. Nic nie układa się dobrze od tak, nikt nie zrobi dla nas niczego za darmo, nawet za olśniewający uśmiech. Być może pozycja wygląda tak, a nie inaczej, bo jest pierwszą powieścią napisaną przez panią Marię, która marzy o życiu na wsi, przy otoczeniu drzew i samej natury? Myślę, że autorka wczepiła w tą książkę trochę swoich niespełnionych - jak na razie – marzeń i z tego powodu opisane tam miejsca oraz sama bohaterka są tak idealne.

 „Sosonowe dziedzictwo” mimo wszystko polecam wszystkim bez wyjątku! Książka moje serce podbiła i co najważniejsze, ze wszystkimi bohaterami bardzo mocno się związałam. Jest to historia wzruszająca, pełna wewnętrznego światła, która pozwala wierzyć, że może ktoś znajdzie zaginiony testament i tak samo jak bohaterka otrzymamy dom w przepięknym miejscu, które znajduje się z dala od miastowego gwaru i brudu – przynajmniej ja mam teraz taką nadzieję. Na koniec dodam, że z niecierpliwością czekam na drugą część pt. "Pensjonat Sosnówka", której premiera będzie dopiero w maju.

Moja ocena: 4/6
Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl, za co serdecznie dziękuję!

13 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

sobota, 19 lutego 2011

Zawód: Wiedźma, Olga Gromyko

Wydawnictwo: Fabryka Snów
Data premiery: 27.08.2010r.
Liczba stron: 292
Co widzimy patrząc na okładkę tej książki? Rudowłosą kobietę, z chytrym wyrazem twarzy. Swoją lewą ręką przywołuje światło, pokazując nam – czytelnikom, swój jakże uroczy, środkowy palec. Na szyi ma zawieszone ząbki czosnku – tak, dobrze widzicie. Patrząc na okładkę i tytuł, myślałam: „tak, to jest TO! W końcu jakaś porządna książka”.

  „Zawód: Wiedźma” pani Olgi Gromyko, opowiada o osiemnastoletniej adeptce magii ze Starmińskiej Wyższej Szkoły Magii, Wróżbiarstwa i Zielarstwa o imieniu Wolha Redna. Jako jedyna, otrzymała możliwość wyjaśnienia tajemniczych morderstw, dziejących się w Dogewie – mieście zamieszkiwanym przez wampiry. A dlaczego spotkał ją taki „zaszczyt”? Ponieważ W-redna jest osobą, która nie słucha nikogo, jest złośliwa, wredna, niecierpliwa i właśnie te - jakby się mogło wydawać - najgorsze cechy charakteru sprawiły, że jest ostatnią nadzieją rozwiązania zagadki morderstw i nie dopuszczenia do wojny między ludźmi, a wampirami.

  Książka jest bardzo zabawna, posiada lekką i przyjemną fabułę, a bohaterowie są istną rewelacją! Już sama główna bohaterka, zdobyła na wstępie moją sympatię, a wszystko dzięki swojemu charakterowi. Autorka bardzo barwnie opisała miejsca i postacie występujące w książce. Czytając ją, ma się wrażenie, jakby te rzeczy i istoty naprawdę istniały, a pani Gromyko, tylko przeniosła je z rzeczywistości na papier. Pozycja „Zawód: Wiedźma” jest jedną z tych lektur, którą szybko się czyta, ponieważ wciąga od pierwszych stron.

  Jednak posiada też wady. Po przeczytaniu tej książki, doszłam do wniosku, że właściwie pozycja jest przeciętna. W książce jest i humor, barwne postacie, świetnie opisane miejsca oraz odmiennie przedstawione wampiry. Nie ma tu wielkiej historii miłości między młodą dziewczyną, a wampirem - jak w większości wydawanych teraz książkach, a więc coś nowego. Autorka co prawda bardzo realistycznie przedstawiła niechęć ludzi do wampirów, który można by bez wahania nazwać rasizmem, jednak czegoś mi tu brakowało. Po jej przeczytaniu czułam lekki niedosyt. Niecałe 300 stron, jednak mogłabym tą historię streścić w dziesięciu, może dwunastu zdaniach.

  Książkę mimo wszystko polecam wszystkim miłośnikom fantastyki i komedii, bo właściwie głównie na niej opiera się cała historia. Osoby, które oczekują wielkiej „love story” niestety się rozczarują, dlatego jest to książka dla osób, które nie oczekują od książki niczego, prócz dobrej, a właściwie rewelacyjnej komedii.
Moja ocena: 5/6

18 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

piątek, 18 lutego 2011

Galaktyka języka internetu, Joanna Wrycza



Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: 7.09.2010r.
Liczba stron: 168
Patrząc na okładkę i tytuł, zaczęłam się zastanawiać co może się kryć pod tą nazwą. Jako galaktykę, rozumiem układ gwiazd we Wszechświecie, jednak co ma galaktyka do Internetu? Po przeczytaniu pierwszych stron zagadka się rozwiązała i czytelnik dowiaduje się, że pod tym słowem kryje się coś innego, mianowicie: „środowisko”.

„Galaktyka języka Internetu” jest zbiorem jedenastu esejów, w których autorka rozwodzi się nad ewolucją pisma oraz różnymi formami internetowymi m.in. emotkami, e-mailem, recenzjami, blogami itp. W niektórych rozdziałach będących zarazem esejami; czytelnik ma możliwość przyjrzeniu się obrazkom emotek znajdujących się w komunikatorze GG czy też widokiem strony głównej Wikipedii. Niby nic takiego, bo większość z nas ma kontakt z tym na co dzień, jednak urozmaica to czytanie.

Książka nie jest lekturą łatwą, ponieważ zawiera dużą ilość faktów historycznych, które niektóre osoby mogą po prostu zanudzić – w końcu jest literaturą popularnonaukową. Pozycja jest napisana językiem zrozumiałym, z dużą ilością cytowanych fragmentów i z podanymi prostymi przykładami. Ogromnym plusem tej pozycji jest fakt, że pani Joanna Wrycza każdą omawianą formę, którą można spotkać w sieci,  porównuje do rzeczy historycznych lub takich, które (prawie)całkowicie wyszły z użycia np. emotikony zostały porównane do starożytnych piktogramów, a e-mail do listu romantycznego i coś w tym jest, bo mało kto w dzisiejszych czasach pisze list miłosny ręcznie – jak już pisze, to na ogół pocztą elektroniczną. 

Do lektury zabrałam się z jawną niechęcią. Czytając pierwsze strony, które mnie nudziły zaczęłam zastanawiać się po co ja to czytam? Przecież, wiem co to jest Internet, blog, recenzja czy do czego służy emotika. Nikt mi tego nie musi tłumaczyć, bo nie widzę w tym sensu, jednak z każdą kolejną stroną zaczynałam zmieniać zdanie (przynajmniej minimalnie). Dzięki tej pozycji poznałam wiele ciekawych faktów historycznych i część fragmentów mnie rozbawiła np., przykładowe recenzje/opinie czy komentarze napisane przez użytkowników. W internecie można takiego typu wypowiedzi spotkać prawie na każdym kroku i już jesteśmy przyzwyczajeni do nich, jednak inaczej, to wygląda czytając przytoczone fragmenty w książce.

Nie powiem, że książka była rewelacyjna, bo dla mnie – dość młodej osoby, która nie czyta dla przyjemności literatury popularnonaukowej – taka nie była, chociaż z pewnością moja wiedza się poszerzyła. Dlatego mogę polecić ją osobom, które potrzebują dobrego, a zarazem dość interesującego źródła wiedzy do pracy czy artykułu. 

Moja ocena: 3/6

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję!

1 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

wtorek, 15 lutego 2011

Teo i Tea. Teatr na wietrze, Krystian Kurzelewski


Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: 2010r.
Liczba stron: 423

 Każdy z żyjących ludzi ma prawo - a przynajmniej powinien mieć - do własnego zdania czy też wyboru własnej orientacji seksualnej. Najczęściej jednak tak nie jest i osoby, które różnią się od społeczeństwa są wystawione na ciągłe przytyki, kpiny, a nawet agresję. Jednak czy jesteśmy w stanie sobie wyobrazić jak czuje się taka osoba, która jest upokarzana i odrzucana nawet przez własną rodzinę,  z powodu swojej odmienności?

 Książka rozpoczyna się przedstawieniem czytelnikowi wzorowej rodziny katolickiej. Zaraz potem dowiadujemy się co nieco o zachowaniu każdego z jej członków, którzy nie są aż tak święci jak mogłoby się wydawać. Główną bohaterką jest owoc miłości dwóch, głęboko wierzących ludzi, jednak wkrótce ich spojrzenie na rodzoną córkę i ich miłość względem niej diametralnie ulega zmianie, od momentu, gdy okazuje się, iż ich córka jest homoseksualistką. Angelika - bo tak nazywa się lesbijka, wokół której kręci się historia, jest piękną, młodą kobietą cierpiącą z powodu odrazy i niechęci okazywanej jej z powodu odmiennej orientacji seksualnej.

 Pan Krystian Kurzelewski w swojej książce pt. "Teo i Tea. Teatr na wietrze", bardzo dobrze przedstawił problem braku akceptacji ludzi "innych". W dzisiejszych czasach, mimo iż istnieje wolność słowa, wolność wyboru, to w dalszym ciągu ludzie o odmiennych wyznaniach, przekonaniach czy orientacji seksualnej są gnębieni i wykluczani ze społeczeństwa. Autor  zaprezentował nam świat widziany oczami jednej z osób, które pożądają osoby takiej samej płci.

 Czytając książkę, poznajemy świat z punktu widzenia Angeliki i nie jest on tak kolorowy jak mogłoby się wydawać. Pozycja jest bogata we wspomnienia bohaterki dotyczących pierwszych orgazmów, odbytych stosunków płciowych czy poznawanie swojego ciała i początkowych onanizacji, a zarazem w opisy zachowań dziejących się od momentu, gdy bohaterka postanowiła uwolnić się i zacząć życie bez kontroli rodziców. "Teo i Tea. Teatr na wietrze" oprócz tematów związanych z odmienną orientacją seksualną, porusza także takie problemy jak: eutanazja, śmierć, samotność, brak akceptacji przez otoczenie czy in-vitro. Dzięki rozległym opisom uczuć bohaterki i innych postaci występujących w książce, jesteśmy w stanie spojrzeć na niektóre kwestie z innej perspektywy.

 Osobiście jestem osobą przeciwną homofobii - niechęci do osób homoseksualnych. Uważam, że każda osoba powinna mieć prawo żyć w taki sposób jak jemu się podoba i z kim tylko zapragnie. Nie można takich osób skreślać tylko dlatego, że odbiegają od tzw. normy, więc dlatego ta pozycja przypadła mi jak najbardziej do gustu. Książka ta, jest bardzo bogata w różne opisy, które czasami według mnie były zbyt obszerne. Zbyt długie i rozległe stawały się nudne, przez co zamiast skupiać się całkowicie na książce, moje myśli zajmowały się czymś innym, przez co wiele razy musiałam znów sprowadzać swoje myśli na właściwy tor. 

 Mimo, że książka mojego serca nie podbiła i nie wciągnęłam się w nią tak bardzo, to przeczytałam do końca z powodu tematyki książki i jej przesłania. Może i przesadziłam z oceną książki, a miałam prawdziwy kłopot z ocenieniem jej, bo pozycja mimo, że kuleje porusza bardzo ważne tematy. Dodam, że autorowi książki należy się głęboki ukłon. Jestem pod wrażeniem, że postanowił poruszyć dość kontrowersyjne tematy, o których stara się na ogół nie mówić na forum publicznym. Myślę, że wiele osób może zawieść się lub przerazić końcem, jednak sądzę, że autor stworzył takie zakończenie celowo, aby czytelnik był w stanie zrozumieć lepiej, to co chciał przekazać pisząc tą książkę.

 Po przeczytaniu jej, myślę, że każdy albo przynajmniej większość osób zda sobie sprawę, że homoseksualiści mają takie same prawa jak my. Dlatego, też książkę polecam każdemu, ale przede wszystkim osobom, które mają coś przeciwko homoseksualistom. Mam nadzieję, że każda osoba o takich przekonaniach, która sięgnie po tą pozycję, zmieni zdanie o osobach nie posiadających takich upodobań jak my - heteroseksualiści i przestanie ich nienawidzić. Bo może, to my jesteśmy  "inni", a nie oni?      

Moja ocena: 4-/6

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję!

9 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

piątek, 11 lutego 2011

Mapy ludzkich serc, Jacek Ponikiewski


Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: 8.09.2010r.
Ilość stron: 177

 Wojna zawsze zbiera swe żniwo. Na nieszczęśników czeka śmierć, będąca nieuchronnym zakończeniem egzystencji człowieka. Jednak, czy dla zabijających żołnierzy jest miejsce w Niebie? A może czeka ich Piekło, za dopuszczanie się morderstw? 

  "Mapy ludzkich serc" autorstwa Jacka Ponikiewskiego, opowiada o Jonathanie Edwardzie Bakerze - generale będącym w stanie spoczynku, który przeżył śmierć kliniczną i na zawsze został przypięty do wózka inwalidzkiego, po postrzale w plecy. Zamiast ujrzeć światło - widzi ciemność, która powoli przejmuje kontrolę nad jego duszą. Nie widzi dla siebie ratunku. Szczerze wątpi, że Bóg wybaczy mu popełnionych w przeszłości czynów, jednak wkrótce do domu spokojnej starości, przybywa kolejna osoba.

 Jest nią Oscar Fitzgerald - siedemnastoletni chłopak, cierpiący na progerie, czyli chorobę przedwczesnej starości u dzieci. Mimo młodego wieku, wygląda na starca, który porusza się na wózku inwalidzkim. Mimo tego co go spotkało i rodziców nie darzących go miłością, nie traci pogody ducha. Prosi głównego bohatera, żeby ten pokazał mu swą mapę serca, czyli mapę którą tworzy każdy w ciągu całego swego życia. Chce poznać życie, bo wie, że nie zostało mu dużo czasu. Wkrótce obydwoje stają się przyjaciółmi i starają się pomóc innym mieszkańcom domu spokojnej starości. W czasie tej przygody Jonathan się zmienia i zaczyna dostrzegać światło. Zaczyna wierzyć, że jego złe uczynki zostaną mu wybaczone.

 Historia jest na tyle wzruszająca, że gdy doszłam do strony 30, musiałam przerwać, aby wytrzeć łzy napływające mi do oczu. Z początku myślałam, że ta pozycja będzie opierała się głównie na wspomnieniach bohatera z wojny - jakże się myliłam! Większość wydarzeń rozgrywa się w domu spokojnej starości, w którym mieszkają wyżej wspomniani bohaterzy, jednak fabuła nie jest nudna jak mogłoby się wydawać. Wręcz przeciwnie - jest na tyle interesująca, że trudno oderwać wzrok od książki. 

 Pan Jacek Ponikiewski wzbogacił "Mapy ludzkich serc" w bogate opisy. Fabuła nie jest płytka, a autor nie opisał historii zawartej w książce ubogim językiem, dzięki czemu pozycje szybko się czyta. Mimo, że książka głównie dotyczy śmierci i pojawiają się w niej wątki religijne, to jest w niej zawarte poczucie humoru, a bohaterzy, którzy nie są okazami zdrowia, wiele razy powodują swoim zachowaniem, że na twarzy potencjalnego czytelnika pojawia się uśmiech. Od pierwszych stron można wyczuć optymizm i nadzieje, którą powoli odzyskuje główny bohater. Jedynym jej minusem jest to, że akcja nie jest szybka, jednak przy tylu plusach i bogatym wnętrzu, jest do drobny szczegół.

  Pozycja jest godna uwagi. Myślę, że każdy powinien poznać tą historię, bo nie dość, że zmienia spojrzenie na świat, to jeszcze sprawia, że człowiek po jej przeczytaniu, odzyskuje nadzieję i zaczyna wierzyć, że Bóg mu wybaczy i przyjmie do Królestwa Niebieskiego.

Moja ocena: 6/6

Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res, za co serdecznie dziękuję!

15 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

środa, 9 lutego 2011

Zaufać, Jolanta Szwed


Wydawnictwo: Novae Res
Data premiery: 1.09.2010r.
Liczba stron: 180

  Na wstępie powiem, że bardzo rzadko sięgam po dzieła polskich pisarzy. Sama nie wiem dlaczego, może dlatego, że przyzwyczaiłam się do myśli, że zagraniczni autorzy, piszą lepsze i ciekawsze książki? Ostatni raz po jakąkolwiek pozycję napisaną przez Polaka, sięgnęłam pod koniec podstawówki. I do książki pani Jolanty Szwed pt. "Zaufać", podeszłam z bardzo dużym dystansem.

 Książka opowiada o Kasi, która nie ma łatwego życia. Jej ojciec jest alkoholikiem, a do tego jeszcze damskim-bokserem. Wraz z matką i młodszą siostrą, żyje w strachu przed domowym tyranem. Starają się mu nie narażać, jednak on i tak zawsze się do czegoś przyczepi, a potem pobije swą żonę i córki. Kasia przysięgła sobie, że za wszelką cenę będzie chronić siostrzyczkę i mamę. Wszystkie ataki ojca przyjmowała na siebie ze spokojem. Mimo bólu i ran, powstrzymywała łzy i robiła wszystko, aby ta sama krzywda nie spotkała jej siostry - Basi. Całą swą miłość i nadzieje przekazywała Bogu. Wierzyła, że On jej pomoże, że tak jak On - wytrzyma ból i upokorzenie.
"Trzymał w dłoni gruby skórzany pas, kilkakrotnie uderzył. [...]. Nie pozwoliła sobie na płacz, chociaż ból się nasilał"*
 Czytając pierwsze strony wzruszyłam się. Dziewczyna, mimo ciężkiego dzieciństwa nie poddała się. Stała się twarda, a przy okazji całe swe serce oddała Bogu. Broniła swoich przekonań, nawet jeżeli były one staroświeckie i niewinne. Przerzucając kolejne strony, obserwowałam jak Kasia dojrzewa, spotyka swą pierwszą miłość, nawiązuje prawdziwe przyjaźnie, jak przeistacza się we wspaniałą kobietę, oddaną całkowicie Bogu. Po kilkudziesięciu minutach czytania, zdałam sobie sprawę, że coraz bardziej zaczynam  główną bohaterkę darzyć sympatią.

 Książka porusza problemy alkoholizmu, przemocy, seksu, narkotyków, papierosów i śmierci. Dzięki tej książce i bohaterom, którzy spotykają wiele problemów na swojej drodze, widzimy, że zawsze jest jakaś szansa wyjścia z trudnej sytuacji, że Bóg nas kocha i jeżeli otworzymy się na niego, to nam pomorze wytrwać, ale musimy tego tylko chcieć i mu zaufać.
"Po raz pierwszy powiedziałem: nie, dziękuję. Poczułem się wolny, byłem zwycięzcą. Teraz wierzę, że Bóg może poradzić sobie ze wszystkim."**
 Sama nie jestem zbyt religijna. Ujęłabym, to w taki sposób: "wierząca, lecz nie praktykująca", dlatego często nie potrafiłam zrozumieć zachowania głównej bohaterki i pozostałych bohaterów. Dziewczyna o tak bolesnej przeszłości, zamiast odwrócić się od Boga i zadawać sobie pytania: "Dlaczego mnie to spotkało?" czy "Czemu Boże mnie tak karzesz?", kocha Stwórce i jest mu jeszcze bardziej oddana, a przy tym ufa mu bezgranicznie i nie obwinia go, za takie, a nie inne życie. Często z nim rozmawia, a On - o dziwo - jej odpowiada, pociesza i chroni.

 W książce urzekła mnie przede wszystkim okładka, którą mogę opisać jednym słowem: piękna. "Zaufaj" jest przyjemną lekturą, którą bardzo polubiłam, mimo wątków religijnych. Czyta się ją szybko, bo jest napisana prostym językiem, jednak często denerwowało mnie naiwne zachowanie bohaterów. Niektóre dialogi, były dla mnie zbyt sztuczne. Cała książka dotyczy życia, lecz nie wyobrażam sobie w życiu codziennym mówić w taki sposób jak niektóre postacie albo wybaczać coś, czego wybaczać się nie powinno... Chociaż, może raziło mnie, to tak, bo nie jestem tak żarliwą katoliczką, jak bohaterka?

Książkę mimo wszystko polecam wszystkim, lecz nie każdemu może przypaść do gustu. Większość zachowań bohaterów, będzie niezrozumiała dla osób, które mocno w Boga nie wierzą, bo czy potrafilibyście miłować swych wrogów i im wszystko wybaczać? Przeczytanie jej, było dla mnie nowym doświadczeniem, bo rzadko sięgam po książki z wątkiem religijnym, a najczęściej na takie książki nie zwracam uwagi, jednak moje spojrzenie na niektóre kwestie i aspekty życia, się zmieniło za sprawą tej pozycji. Książka jest na tyle interesująca, że powinna większości osób się spodobać, zwłaszcza, że coraz częściej się słyszy o katowanych dzieciach i rodzicach, którzy nadużywają alkoholu.  Ta książka daje wiarę, że Bóg nas kocha i jeżeli spróbujemy mu zaufać, to nas ochroni i ciemne chmury zostaną przegonione z naszego życia.

 Ponieważ jest to moja pierwsza recenzja, napisana dla wydawnictwa Novae Res, od którego otrzymałam tą książkę, starałam się być bardziej krytyczna i szczera w opinii, jednak jak można nie polecić książki, po której nachodzi wiele refleksji, a na dodatek nawiązuje ona do tej, nie zawsze przyjemnej strony życia, dając nadzieję na lepsze jutro?

 Moja ocena: 3/6


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Novae Res, za co bardzo dziękuję.

16 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

Lutowo-stosikowo

Witam serdecznie!
 Mam nadzieję, że macie równie dobry humor co ja. Pochwalę się i zamieszczę dzisiaj stosik lutowy:


Od dołu:
Oczy smoka, Stephen King - wypożyczone z biblioteki
Świąteczny Sweter, Glenn Beck - wypożyczone z biblioteki
Pinokio z opracowaniem i audiobookiem, Carlo Collodi - wygrana w konkursie wydawnictwa Zielona Sowa
Galaktyka języka internetu, Joanna Wrycza - książka od wydawnictwa Novae Res
Mapy ludzkich serc, Jacek Ponikiewski - książka od wydawnictwa Novae Res
Teo i Tea, Krystian Kurzelewski -  książka od wydawnictwa Novae Res
Na dniach powinna przyjść książka pt. "Zaginiona księga z Salem", wygrana w konkursie wydawnictwa Niebieska Studnia.
Zakładki widoczne z prawej strony, są podarunkiem do Pinokia od wydawnictwa Zielona Sowa, za co bardzo dziękuję.  Najbardziej mi się podoba z tym pieskiem, jest przeuroczy :)


Jak widzicie udało mi się nawiązać współpracę z wydawnictwem Novea Res. Jestem bardzo szczęśliwa, że postanowili nawiązać ze mną współpracę, mimo krótkiego stażu. Dzięki temu, zacznę czytać książki, o których wcześniej bym nie pomyślała.

Informuję od razu, że w dalszym ciągu zamierzam być szczera w moich recenzjach i nie będę tworzyła tzw. "laurek".

Pozdrawiam wszystkich serdecznie.

13 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

wtorek, 8 lutego 2011

Nacja, Terry Pratchett


 Wydawnictwo: Rebis
Data premiery: 20.05. 2009r.
Liczba stron: 423

  Kiedyś chciałam książkę pt. "Nacja" kupić w Empiku. Pamiętam, że trzymałam ją w prawej ręce, a inną pozycję w lewej. Wpatrywałam się w obydwie intensywnie myśląc, że może dzięki temu, łatwiej przyjdzie mi dokonać wyboru, z którym od zawsze miałam problem. Tak też się stało i z bólem serca odłożyłam Nację z powrotem na półkę, a z wybraną książką powędrowałam do kasy. W zeszły piątek będąc w bibliotece i szukając interesującej lektury, natrafiłam na książkę, którą kiedyś planowałam kupić. Z uśmiechem na twarzy i książką w ręku, powędrowałam do domu, aby zatopić się w lekturze.

 Z początku pomyślałam, że chyba jestem na nią za stara. Pierwsze strony zdawały mi się skierowane dla dzieci, ale dziwnie bym się czuła oddając książkę, którą kiedyś planowałam kupić, bez wcześniejszego przeczytania. Usiadłam i zatopiłam się w lekturze... Na początku dowiadujemy się, że na świecie wybuchła epidemia rosyjskiej grypy, na którą  nie ma lekarstwa. W innym zakątku świata, pewien chłopiec bierze udział w ceremonii przeistoczenia chłopca w mężczyznę, jednak przez ocean płynie ogromna fala, która niszczy wszystko na swej drodze, i która powoduje, że chłopiec nie dokańcza inicjacji. Gdy bohater wraca na wyspę znajduje martwe ciała swoich przyjaciół i ludzi, których znał przez całe swoje życie.

"Nacja" opowiada o dwójce dzieci - Mau, mieszkańcu wyspy Nacji i Ermintrudzie, córce gubernatora. Dwójka spotyka się w strasznym momencie. W jednej chwili chłopak stracił wszystko i gdy myślał, że został na wyspie sam, spotyka "dziewczyne-ducha", która jako jedyna z załogi ( nie licząc przeklinającej papugi zmarłego kapitana) ocalała atak wielkiej fali, która poobijała statek i zniosła go na wyspę. Cała historia rozgrywa się na Nacji - niegdyś wyspie uwielbianej przez bogów. Po kilkunastu dniach na wyspę przypływają kolejni ludzie, którzy ocaleli. Jednak nie wszyscy są pokojowo nastawieni. Część z nich lubi jeść... ludzi.

 Z początku podchodziłam do niej z lekkim dystansem. Czytałam, bo czytałam, ale mnie nie wciągała. Po kilkudziesięciu stronach, gdy akcja trochę przyśpieszyła, nie mogłam oderwać od niej wzroku. Z uśmiechem na ustach śledziłam m.in próby Mau i Ermitrudy, którzy próbowali pokonać bariery językowe i dogadać się za pomocą obrazków czy zachowanie lekko świrniętej papugi.

"Czasem się śmiejemy, bo nie mamy już siły na płacz. [...]. A czasem się śmiejemy, bo żyjemy, chociaż nie powinniśmy."*

  Książka daje bez wątpienia do myślenia. Ja zaczęłam się zastanawiać co byłoby gdybym, to ja trafiła na tą wyspę. W mojej głowie powstawały przeróżne scenariusze, jedne kończyły się wielką miłością i wpatrywaniem w wodę o zachodzie słońca, a jeszcze inne zjedzeniem w ogromnym kotle o poranku. Kolejnym plusem książki, oprócz interesującej fabuły, jest to, że autor sprawił, że czytelnik czuje się jakby był świadkiem rozgrywających się wydarzeń.  Pokazanie bariery językowej bohaterów, którzy próbują ją pokonać na różne sposoby, wymiana kultur i poszerzanie horyzontów o świecie, zostało mistrzowsko pokazane.


 "Nacja" została jedną z tych pozycji, którą zapamiętam przez długi czas. Mimo, że ta opowieść wiele razy mnie rozbawiła, to jednak pojawiały się tam tragiczne momenty. Zamiast zwykłej sielanki, autor stworzył niezwykle okrutne wydarzenia. Bohaterowie, którzy w przyszłości - gdyby nastąpił inny rozwój wypadków - nigdy by się nie poznali i wiedliby normalne życie; są skazani na siebie i na tak przerażające wydarzenia, na które najczęściej nie mają wpływu. Mimo przeciwności losu połączyła ich czysta przyjaźń i wspólna chęć przetrwania.

 Jedynym minusem książki było to, że jak dla mnie rozwinięcie akcji za długo trwało, oraz że czasem irytował mnie sposób myślenia czy zachowanie się określonych postaci. Co za panienka, z dobrego domu, bez przejęcia potrafiłaby amputować część ciała człowiekowi albo odebrać poród?! Zawiodłam się zakończeniem, miałam nadzieję, że ta historia inaczej się skończy. Po przeczytaniu książki czułam smutek. Co prawda jeszcze nigdy nie spotkałam się z tak, nie przewidywalnym zakończeniem książki, ale chyba właśnie autor miał, to na celu. Nie chciał, aby ta pozycja była przewidywalna, bo działałoby to na jej niekorzyść.

 Mimo wszystko książkę polecam wszystkim, chociaż jest to książka dla młodzieży, to starsze osoby z pewnością wiele zyskają czytając ją. Jeżeli nie przeszkadza komuś, że akcja nie jest natychmiastowa, tylko powoli następuje rozwinięcie wydarzeń i chce poznać inną, mającą w sobie to "coś", a zarazem piękną historię dwójki dzieci, które przeżyły masakryczne wydarzenia w swoim krótkim wieku, to po książkę może ze spokojem sięgnąć - z pewnością nie pożałuje!


"Gdy rekin nacierał na niego, gdy rekin z wielkimi zębiskami pędził w jego stronę, gdy rekin długi jak dom ciął wodę jak nóż, Mau... Zsikał się!" **

Moja ocena: 5/6
* str. 105
** str. 222

7 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

piątek, 4 lutego 2011

Jedenaście minut, Paulo Coelho


Wydawnictwo: Drzewo Babel
Data premiery: 1.01.2005r.
Liczba stron: 236

 Paula Coelho zna chyba każdy na świecie. Jego największą powieścią był "Alchemik", który pomógł mu się wznieść na szczyt. W jego książkach można znaleźć ukryte piękno i prawdę, która powoduje, że zaczynamy marzyć. W tej szarej rzeczywistości Paulo Coelho tworzy coś, dzięki czemu ludzie, który stracili wiarę, marzenia; uczą się żyć od nowa, inaczej patrzą na świat czy otaczających ich ludzi.

"Można marzyć do woli, ale życie jest trudne i pełne pułapek" 

 "Jedenaście minut" jest jego kolejną powieścią. Tym razem autor poruszył wszystkim znane tematy takie jak: seks, miłość czy pożądanie. Książka opowiada o brazylijskiej dziewczynie - Marii, która obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli się złapać w sidła miłości, która przynosi i tak tylko ból. Wyjechała z rodzinnego miasta w celu zarobienia pieniędzy, zdobycia sławy - nawet kosztem swoich marzeń o kochającym mężu. Szybko okazuje się, że nie wszystko wygląda tak jak sobie wymarzyła - świat jest okrutny, tak jak część ludzi. Z powodu licznych zawodów postanowiła zostać prostytutką. Daje przyjemność mężczyznom, którzy nie odwdzięczają się jej tym samym. Liczne pasma niepowodzeń sprawiają, że dziewczyna niegdyś niewinna, pełna wiary w wielką miłość, staje się głucha na to uczucie.


"Była taka jak wszyscy, znosiła samotność bez słowa skargi, starała się znaleźć uzasadnienie dla swoich poczynań, przywdziewała maskę silnej, gdy była słaba, udawała słabość, gdy czuła się silna."

 Czytając początek książki, doszłam do wniosku, że tak jak bohaterka pozwalamy, aby osoba, którą darzymy uczuciem odeszła, a my nie potrafimy zatrzymać jej przy sobie. Ile z nas po kryjomu darzyło kogoś uczuciem i z niecierpliwością czekało momentu, gdy ta osoba przejdzie koło nas, gdy będziemy w stanie ją dostrzec?  Z pewnością wiele, jednak ile z tych osób miało tyle odwagi, aby podejść do tej osoby i rozpocząć znajomość...? Na pewno niewielka część tych osób - niestety ja się do tej grupy nie zaliczam.

"Bała się, że wszystko wyjdzie na jaw. To, że go skrycie kocha, że czeka na niego, że marzy by wziąć go za rękę [...]."

  Po przeczytaniu Jedenastu minut, zaczęłam się zastanawiać, czy potrafiłabym żyć tak jak tytułowa Maria? Odpowiedziałam sobie niemal od razu: "nie". Nie chodzi o to co ludzie by mówili, jak bym była traktowana przez społeczeństwo, ale o to, że czułabym do siebie wstręt. Nie mogłabym się do tego zmusić, jednak w tej książce bohaterka poszła tą drogą i zaczyna do niej docierać, że to co robi niszczy ją dusze. Tyle prawdy i mądrych słów zamieszczonych w jednej książce, przez co miałam chwilami uczucie przepełnienia.


"Ale zanim umrę, chcę walczyć o życie. Dopóki mogę iść o własnych siłach, pójdę tam, gdzie zechcę."

 Tak jak w każdej książce Paula Coelho, mnóstwo jest przepięknych stwierdzeń, które są na długo zapamiętane. Tak samo było w przypadku Jedenastu minut. Nie jest to zwykła książka, o której po przeczytaniu zapominamy. Po niej i po prawie każdej książce tego autora zostanie w naszej pamięci i sercu wyryty ślad i nieświadomie będziemy myślami do niej powracać. Po przeczytaniu tej pozycji nachodzi czytelnika wiele refleksji na temat tematów poruszonych przez autora, jednak to od nas zależy co wyciągniemy z tej powieści.

"[...] nienawidzę tego, co robię. To niszczy moją duszę, sprawia, że tracę kontakt ze sobą [...], że za pieniądze można kupić wszystko, wszystko usprawiedliwić. Wokół mnie nie ma ludzi szczęśliwych."

 Książkę polecam każdej osobie, która jest gotowa przeczytać o pożądaniu, seksie oraz miłości - której pragnie chyba każdy człowiek na ziemi. Owa powieść pozwala marzyć i mieć nadzieję, że prawdziwa miłość istnieje nie tylko w bajkach czy książkach, i że potrafi ona zmienić życie człowieka. Pozycja jest godna uwagi, a temat jest dość zaskakujący, bo niewiele się pisze o prostytucji, zwłaszcza że tego typu temat zniesmacza  wiele osób.

"Mylisz się. Erekcja to jeszcze nie dowód, że mężczyzna jest stuprocentowym samcem. Jest nim, jeżeli potrafi dać rozkosz kobiecie. A jeżeli potrafi dać rozkosz prostytutce, uważa się za najlepszego wśród samców." 

Moja ocena: 6/6

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Zapraszam do wymiany. Więcej informacji na stronie:
http://sabinkat1.blogspot.com/2011/02/zamienmy-sie.html

17 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

czwartek, 3 lutego 2011

Eon. Powrót lustrzanego smoka, Alison Goodman


Wydawnictwo: TELBIT
Data premiery: 24.02.2010r.
Liczba stron: 576

 Pierwszy raz spotkałam się z twórczością Alison Goodman, czytając właśnie tą książkę, wcześniej nie słyszałam o takiej osobie - ba! Nie wiedziałam, że istnieje taki autor. Nazwa książki obiła mi się kiedyś o uczy, jednak nie wiedziałam o niej nic więcej. Sięgnęłam po nią bez wcześniejszego przeczytania opisu, bądź recenzji czytelników. Przyciągnęła mnie grubość książki, okładka oraz napis: "NAJLEPSZA powieść fantasy 2008 roku!". Z początku dość ostrożnie podchodziłam do tej pozycji - przyznam nawet, że książka od miesiąca kurzyła się na mojej komodzie, bo nie byłam pewna, czy chcę poznać historię w niej zawartą.

 Książka pt. "Eon. Powrót lustrzanego smoka" opowiada o młodej dziewczynie, która ukrywa swą płeć i udaje chłopca, ponieważ tylko mężczyźni mogą wejść w świat magii - gdzie kobiety nie mają do niego wstępu, bo są niegodne zjednoczenia z jednym z dwunastu smoków. Zbliża się wielka uroczystość. Jeden z dwunastu kandydatów zostanie wybrany przez jednego ze smoków, a tym samym otrzyma jego moc, dzięki której będzie mógł dokonać wielkich rzeczy. Jednym z kandydatów jest Eon, jednak nikt nie wierzy, aby to go dostąpił ten zaszczyt. Dlaczego? Ponieważ jest kaleką, a kaleki brane są za źródło nieszczęścia. W czasie ceremonii wyboru staje się rzecz niesamowita i dzięki niej życie Eona, a właściwie Eony - ulegnie diametralnej zmianie.

  W owej pozycji przeplata się kultura i historia krajów azjatyckich, takich jak Chiny czy Japonia (np. smoki zostały stworzone na podstawie astrologii chińskiej). Dokładne opisy miejsc, budowli, odzienia pomagają czytelnikowi ujrzeć oczami wyobraźni poszczególne rzeczy zamieszczone w książce, a tym samym czytelnik ma wrażenie jakby brał udział w wydarzeniach i stał tuż obok bohaterów.

 Autorce książki należy się głęboki pokłon za tak wysoki poziom pióra, które wciąga już od pierwszych stron oraz jej ogromnej wyobraźni. Język powieści jest napisany w sposób zrozumiały, przyjemny dzięki czemu szybko zatraca się w świecie przedstawionym w książce. Sami bohaterzy nie są płytcy i niemal natychmiast można się do nich przywiązać. Czytając książkę miałam wrażenie jakby główna bohaterka była moją przyjaciółką, którą znam od lat.

 Książka nie posiada płytkiej fabuły, wręcz przeciwnie - jest interesująca, a sam pomysł jest świeży. Akcja toczy się błyskawicznie i trzyma czytelnika w napięciu do ostatniej strony. W Eonie nie było momentu, w którym bym się nudziła. Dopiero przed chwilą otrząsnęłam się ze wpływu książki, przez którą wczoraj nie mogłam zasnąć - zamiast zasypiać, myślałam jak się potoczą dalej losy bohaterów i czym mnie autorka zaskoczy.

  Książkę polecam wszystkim bez wyjątku i nie tylko fanom tego gatunku. Jest to godna uwagi pozycja, która odciśnie na czytelniku silne piętno, przez co zapamięta ją  na długi czas. W przyszłości z pewnością wrócę do tej pozycji, jednak czekam z niecierpliwością na wydanie drugiego i niestety ostatniego tomu powieści. Dodam, że jest jedną z tych pozycji, przy których nie waham się przy wystawieniu oceny.

Moja ocena: 6/6

0 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

wtorek, 1 lutego 2011

Najgłupszy anioł, Christopher Moore


Wydawnictwo: MAG
Data premiery: 10.11.2006r.
Liczba stron: 284

 Książka w twardej oprawie o czerwonym kolorze i uroczym, uśmiechniętym aniołkiem na środku. Okładka na prawdę przyjemna do oka i tak różna od wnętrza książki. Biorąc ją do ręki, można pomyśleć, że byłaby idealnym prezentem dla dziecka, rodziców, dziadków czy przyjaciół. Jednak przed jej zakupem, trzeba się zastanowić czy książka o takim wnętrzu nie zniesmaczy osoby, która miałaby otrzymać tego typu prezent.

 "Najgłupszy anioł" jest dość nietypowym świątecznym opowiadaniem. W tej książce jest dużo seksu, wulgaryzmów, narkotyków, a nawet zostaje popełnione morderstwo. Akcja dzieje się w spokojnym miasteczku Pine Cove w Kalifornii - jest niespełna tydzień przed Bożym Narodzeniem. Już na początku pojawia się wiele wulgarnych określeń, a nawet zostaje popełnione morderstwo pewnego bogatego, damskiego-boksera, który ubrany w strój Świętego Mikołaja, dostaje łopatą  przez swą byłą żoną, na oczach małego chłopca o imieniu Joshua. Jak się można było spodziewać, chłopiec przerażony biegnie do domu, zmartwiony faktem, że nie otrzyma prezentu pod choinką, bo ktoś zamordował Mikołaja. Wkrótce dom chłopca odwiedzi pewien dość przygłupi anioł, który ma spełnić jedno życzenie dziecka. Przez wypowiedziane życzenie, bohaterowie książki będą wplątani w zabawną historię.

 Z początku książka mi się podobała. Była zabawna, chociaż nie każdego śmieszą wulgaryzmy, zachowanie chorej na umyśle kobiety czy palącego liście konopi policjanta. Wiele razy na mojej twarzy pojawiał się uśmiech, jednak im szybciej zbliżał się koniec książki, tym więcej wad dostrzegałam, aż w końcu zaczęła mnie irytować i straciłam ochotę na przeczytanie jej do końca. Dość niezwykłym motywem w książce są rozmowy zmarłych, jednak trupy wychodzące w Boże Narodzenie w poszukiwaniu mózgów, to już tak denny pomysł, że inaczej się go nazwać nie da.

 Plusem książki jest przede wszystkim język jaki zastosował autor - przyjemny, współczesny, dzięki czemu szybko czyta się książkę. Anioł został też przedstawiony w dość nietypowy sposób. Kto z autorów kreuje niebiańską istotę w taki sposób, że wychodzi na to, że ma ona rozum dziesięciolatka i to jeszcze dość głupkowatego? Jedyne co mnie zastanawia, to co chciał przekazać autor pisząc tą książkę? Tyle razy się zastanawiałam nad tym, jednak nadal nie mogę znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

 Książkę mimo wszystko polecam. Gdyby nie koniec książki, to można by ją nazwać bardzo dobrą pozycją. W takim bądź razie komu mogę ją polecić? Przede wszystkim osobom, które nie zniesmaczą wulgarne zachowania bohaterów, uprawianie seksu na cmentarzu, czy gadające nietoperze owocożerne. Gdyby autor poszedł w innym kierunku zakończenia historii, myślę, że ocena byłaby wyższa.
Moja ocena: 3,5/6

6 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

Blogger Template by Clairvo