niedziela, 24 kwietnia 2011

Z ciemnością jej do twarzy, Kelly Keaton


 Wydawnictwo: Znak emotikon
 Data premiery: 5.10.2011r.
 Liczba stron: 264

 Okładka „Z ciemnością jej do twarzy” przykuwa wzrok, a wyróżniające się oczy dziewczyny mają hipnotyzujące działanie, które jest w stanie wciągnąć potencjalnego obserwatora w swoją głębię koloru. Kobieca postać, oprócz rozrzuconych włosów, pod okiem ma sierp księżyca, który jest widoczny przy dokładniejszym przyjrzeniu. Po kilkunastu stronach, okazuje się, że okładka przedstawia główną bohaterkę, której daleko do normalności...

 Ari Selkirk, to z pozoru normalna nastolatka o białych włosach, którą poznajemy w dość nieprzyjemnej dla niej sytuacji. Lekarz pracujący w domu wariatów, wyjawia jej co stało się z jej matką, kilka lat po tym, jak ta postanowiła porzucić swą córkę. Ari jest młodą dziewczyną, która potrafi o siebie zadbać, jest wygadana i nie daje sobie w „kasze dmuchać”. Obecnie znajduje się pod opieką rodziny zastępczej, dzięki której poznała tajniki walki. Po przeczytaniu listu od swojej biologicznej matki, dziewczynie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo oraz przeznaczenie, przed którym nie jest w stanie uciec. 

Bohaterka jest zdezorientowana, ponieważ została wplątana w walkę z istotami, o których istnieniu nie miała pojęcia. Aby odkryć prawdę o swojej matce i tajemniczych wydarzeniach związanych z jej rodziną, postanawia pojechać do Nowego Orleanu, gdzie ma nadzieję znaleźć odpowiedzi na gnębiące ją pytania. Zdobywa tam niezastąpionych przyjaciół, chłopaka oraz poznaje dość niesamowite istoty, takie jak: wampiry, wiedźmy, półbogów itd. Wkrótce dowiaduje się, że za całym nieszczęściem, które spotkało ją i jej wcześniejsze przodkinie, stoi niebezpieczna bogini – Atena, która z zawiści, krzywdzi i zabija każdego, kto stanie jej na drodze.  

 Kelly Keaton napisała książkę w taki sposób, że ta wciąga czytelnika od pierwszej strony. Może jest, to związane z dobrze skonstruowanymi dialogami i bogatymi opisami? A może z tym, że akcja jest napięta i zaskakująca? Przerzucając kolejne strony, z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie zagadki o pochodzeniu głównej bohaterki. Szczerze mówiąc, z początku myślałam, że będzie, to kolejna powtarzająca się pozycja, stworzona pod panującą modę, jednak ma w sobie coś innego, co trudno mi opisać. 

 Czytając wcześniej napisane przeze mnie zdania, może wydać się, że jest, to pozycja idealna, nie posiadająca żadnych minusów, jednak jest ona dla mnie połączeniem książek o krwiopijcach z Percym Jacksonem. Występuje w niej tyle znanych mi istot, o których powstały różnego rodzaju książki, że Kelly Keaton, nie była w stanie mnie zaskoczyć. Oczywiście przy tej książce spędziłam miło czas i z chęcią sięgnę po kolejną część, jednak ogromnego wrażenia na mnie nie zrobiła.

 „Z ciemnością jej do twarzy” jest pozycją, po którą z pewnością mogą sięgnąć nastolatki. Występujące w niej postacie nie są tak schematyczne; są wampiry, które nie potrzebują pożywiać się jedynie krwią, a bogini Atena, która jest symbolem mądrości i wojny, często zostaje przedstawiona jako okropna kreatura. Jeżeli nie męczą Cie jeszcze nadprzyrodzone istoty, a chcesz spędzić mile czas w towarzystwie pozycji, która będzie w stanie Cie wciągnąć,  to jest to książka dla Ciebie!
Moja ocena: 4/6 

Egzemplarz recenzyjny otrzymałam od wydawnictwa Znak emotikon, za co serdecznie dziękuję!

14 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

piątek, 22 kwietnia 2011

Pocztówki, Ewa Willaume-Pielka

Wydawnictwo: Komograf
Data premiery: 2011r.
Liczba stron: 40

Czytając wstęp tomiku, czułam, że nie znajdę tam zwykłych wierszy. Będą one przesycone emocjami, jej nadziejami, smutkami i… tak też było.

 „Pocztówki” składają się z 19 wierszy oraz grafików autorki. Jednak, zanim zacznie się poznawać poszczególne utwory, dobrze byłoby przeczytać krótką biografię, która jest zamieszczona na ostatnich stronach tomiku. Ewa Willaume – Pielka urodziła się w 1939 roku, w Poznaniu. Jako małe dziecko wraz z rodziną została wysiedlona. Okupację oraz powstanie warszawskie przeżyła w stolicy. Gdy wojna się zakończyła można by pomyśleć, że jej życie wróciło do normy, jednak rozstanie rodziców, było dla niej bolesnym przeżyciem.

 Z początku pracowała jako bibliotekarka. Po uzyskaniu dyplomu pielęgniarskiego, zaczęła pracować niedaleko Jeleniej Góry, gdzie wyszła za mąż. Jakiś czas później, przeniosła się i została nauczycielką, potem Kierownikiem Szkolenia Praktycznego i Dyrektorem Szkoły. Na początku stanu wojennego, zrezygnowała z funkcji dyrektora i przeniosła się do szkoły medycznej w Dąbrowie Górniczej.

 Jej normalne życie dobiegło końca, gdy 17 listopada w 1987 roku, złamała kręgosłup w wyniku wypadku samochodowego. Została inwalidą i mimo licznych rehabilitacji, nie zdołała wrócić do pracy. Życie Ewy Willaume-Pielki, nie było kolorowe i chociaż los spłatał jej takiego figla, jakim jest życie na wózku inwalidzkim, nie załamała się. Utrzymuje kontakt ze studiującą młodzieżą, jest członkiem Stowarzyszenia Kultury Zagłębia Dąbrowskiego i pisze wiersze, które często są wyróżniane i nagradzane.

 Tomik „Pocztówki” jest małą książeczką, która idealnie mieści się w torebce. Bez problemu można wyjąć go w czasie jazdy komunikacją miejską. Czytając pierwsze cztery wiersze, poznajemy stęsknioną matkę i zmartwioną żonę. Kolejne wiersze ukazują czytelnikowi otwartą na piękno kobietę, pełną uczuć oraz miłośniczkę sztuki. Wiele z tych utworów są refleksjami autorki, jednak niektóre wiersze podobały mi się bardziej, a niektóre mniej. Najbardziej zafascynował mnie wiersz pt. „Pośpieszne życie”. Wprowadza on czytelnika w melancholie, przekazując bardzo trafną uwagę: nikt z nas nie ma wpływu na los, a my sami nie możemy zmienić biegu wydarzeń.  Nie licząc pierwszych wierszy, które mówią o tęsknocie i niepewności, sprawił on, że w moim oku zakręciła się łza.

 Po poezję sięga coraz mniej osób. Czym, to jest spowodowane? Nie mam pojęcia, jednak sięgając po ten tomik, raczej wróg poezji nie zmieni swego zdania na temat twórczości poetyckiej. Wiersze znajdujące się w tej książce, są od pierwszej strony przesycone emocjami, które udzielają się również czytelnikowi. Czy warto zaopatrzyć się w „Pocztówki”? Myślę, że jak najbardziej tak.
Moja ocena: 5/6

Tomik wierszy otrzymałam od serwisu nakanapie.pl, za co serdecznie dziękuję!

6 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

środa, 13 kwietnia 2011

Miałam dwanaście lat..., Nathalie Schweighoffer


 Wydawnictwo: bis
Data premiery: 1994
Liczba stron: 304

 Kazirodztwo jest jednym z tematów, o których nie mówi się głośno - jest to temat tabu. Jednak jak czuje się osoba wykorzystywana przez swoich najbliższych? Nikt z nas – osób, które wiodły normalne życie, nie wie jakie piekło przeżywają takie osoby, ale Nathalie Schweighoffer zapoznaje czytelnika z tym tematem, który zna doskonale, ponieważ sama przeżyła to piekło. Po wielu latach postanowiła wyjawić prawdę całemu światu i sprawić, aby jej oprawca poniósł odpowiednią karę.

 „Miałam dwanaście lat…” jest relacją dziewiętnastoletniej dziewczyny, która w tym właśnie wieku była notorycznie molestowana i wykorzystywana seksualnie przez własnego ojca. W książce zawarte są wspomnienia autorki, które trudno wymazać z pamięci. Autorka pokazuje czytelnikowi tok myślenia małej dziewczynki jaką była i uczucia, jakie towarzyszyły jej w tych strasznych momentach. Często zwraca się do ojca, mając nadzieję, że to przeczyta, że zrozumie jakim jest potworem, jak bardzo zniszczył jej życie.

 Czytając tę historię, cofamy się w przeszłość i przyglądamy się jak dwunastoletnia dziewczynka jest notorycznie gwałcona, bita i poniżana przez własnego „tatusia”. Widzimy jak stoi przy ulicy i zamierza rzucić się pod ciężarówkę, jak traci wiarę w Boga i ma żal do Niego, że nie zainteresował się jej losem, że pozwolił na TO. Poznajemy też stanowisko matki, która nie zauważyła, że z jej córką dzieje się coś niedobrego i w dalszym ciągu trwała w toksycznym związku.

 Ta książka wstrząsa i zapiera dech w piersiach. Czytając ją, widziałam dokładnie wydarzenia, które miały miejsce i coraz bardziej łączyłam się w bólu z bohaterką, która w ułamku sekundy, straciła swoje dzieciństwo na zawsze. Co skłoniło autorkę do zwierzenia się z tak traumatycznych przeżyć? Przede wszystkim chciała, aby ludzie dowiedzieli się o problemie, który ma miejsce w dzisiejszych czasach. Autorka ma nadzieję, że dzięki tej książce, pomoże przełamać milczenie gwałconych dziewcząt i przekona je, że nie są niczemu winne.

 Myślę, że każdy, kto czuje się psychicznie gotowy na poznanie tej historii, powinien tę pozycję przeczytać. Być może w naszym bliskim otoczeniu jest dziecko podobne do Nathalie? Nie bądźmy obojętni na losy innych ludzi, zainteresujmy się zamkniętymi w sobie osobami i reagujmy! 

Tym razem powstrzymam się od ocenienia tej pozycji. Przez tę książkę, przelewają się wszystkie uczucia autorki, więc nie jestem w stanie ocenić jej obiektywnie.

12 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

piątek, 8 kwietnia 2011

Jutro, John Marsden


Wydawnictwo: ZNAK
Data premiery: 6.04.2011r.
Liczba stron: 270

 Byłam niezwykle podekscytowana trzymając tę pozycję w ręku, ponieważ nie dość, że otrzymała kilkadziesiąt nagród, została okrzyknięta najlepszą książką w historii Australii, to jeszcze doczekała się ekranizacji filmowej. Poznając takie informacje, byłam pewna, że ta pozycja nie będzie w stanie mnie zawieść, bo przecież niemożliwością jest, aby kilka milionów ludzi się myliło.

 „Jutro” opowiada o siódemce przyjaciół, którzy postanowili wybrać się na biwak w góry. Dotarli do Piekła -miejsca, w którym nikt nie był, prócz tajemniczego pustelnika-mordercy. Spędzając wspólnie czas, pomiędzy niektórymi z nich zaczęło tworzyć się coś więcej, niż zwykła przyjaźń. Niestety ich szczęście nie trwało długo. Wracając do rodzinnego miasta, w domach zastali jedynie zdechłe psy i pozostałe martwe zwierzęta, a ich rodziny zniknęły. Zdezorientowani i zrozpaczeni, wkrótce odkryli, że zostali zaatakowani, a żadne z sojuszniczych państw nie chce im pomóc. Najgorsze jest to, że mogą liczyć tylko na siebie i prawdopodobnie są jedynymi ludźmi na wolności.

 John Mardsen, to prawdziwy mistrz pióra, a jego książka wciąga od pierwszych stron. Opisy autora są tak rozbudowane, że czytelnik jest w stanie dokładnie wyobrazić sobie miejsca, jak i same postacie, które wydaje się znać od wielu lat. W tej książce nie ma opisanego sielankowego życia. Bohaterom jest dane zmierzyć się z szarą rzeczywistością. Muszą przyzwyczaić się do widoku śmierci i do nowego życia, w którym nie ma żadnych zasad.

 Książka opowiada o przyjaźni, poświęceniu, odwadze i miłości, która jednak nie jest tematem przewodnim w tej historii, a jedynie wątkiem pobocznym.  Akcja do ostatniej strony jest napięta, a czytelnik w żaden sposób nie może odgadnąć co się zaraz może wydarzyć. Przyszłość bohaterów stoi pod wielkim znakiem zapytania, przez co czytelnik z zapartym tchem przewraca się kartki, w obawie, że któremuś z bohaterów może coś się stać.

 „Jutro” mogę ze spokojem ogłosić najbardziej rewelacyjną pozycją, jaką miałam okazję ostatnio czytać, ponieważ ma w sobie wszystko to, co książka mieć powinna. Czytelnik nie jest w stanie się przy niej nudzić, więc polecam ją wszystkim bez względu na wiek. Mogą ją czytać zarówno starzy jak i młodzi, chociaż opis martwego szczeniaka może zszokować. Jestem pełna podziwu dla autora, ponieważ tworząc tę serię, pokazał, że aby napisać prawdziwy bestseller, książka nie musi wciąż dotyczyć wampirów, aniołów czy wilkołaków. Czasem wystarczy opisać rzeczywistość z pewnymi zmianami, aby powstało arcydzieło, którym bez wątpienia można nazwać tą książkę.   
Moja ocena: 6/6 


Książkę otrzymałam od wydawnictwa Znak literanova, za co serdecznie dziękuję!

22 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

Dlaczego nie jestem ateistą, Marek Lipski


Wydawnictwo: Nieateista
Data premiery: 9.03.2011r.
Liczba stron: 212
 
 W dzisiejszych czasach można zaobserwować wzrost ateizmu. Dlaczego? Czyżby bycie wierzącym stało się oklepane i niemodne? Pamiętam, że jako mała dziewczynka, zostałam wyśmiana przez rówieśników, ponieważ szłam do kościoła. Przez to zdarzenie, zrobiłam sobie „przerwę” i zamiast w niedzielę uczestniczyć na mszach, wychodziłam na dwór. Tego typu zachowanie, opisuje na początku swojej książki Marek Lipski. Jest napisane w stylu psychologicznego wykładu, a autor przedstawia wpływ środowiska i grupy ludzi na pojedynczego człowieka. W końcu, prawie każdy pragnie być akceptowany, lubiany i podziwiany, a możemy, to – zazwyczaj - osiągnąć, przystosowując się do danej grupy ludzi, a tym samym tracąc swą indywidualność.

 „Dlaczego nie  jestem ateistą” jest pozycją, która składa się głównie z przemyśleń autora i doświadczeń, które spowodowały, że stał się osobą wierzącą. Jednym z powodów, dla których Marek Lipski nawrócił się był… strach. Strach przed karą jaka mogłaby go spotkać po śmierci, jeśli nadszedłby dzień Sądu Ostatecznego. Autor nie jest jedyną osobą, która zmieniła swe wcześniejsze przekonania z powodu strachu przed śmiercią, jest mnóstwo takich osób, tylko obawiają się do tego przyznać. 

 Marek Lipski nie wstydzi się tego, że wierzy w Boga. Mówi o tym głośno, a opisał nawet swe wcześniejsze postępowanie, które miało miejsce zanim przeszedł na drogę wiary. Był karygodnym ojcem i mężem, jednak zmienił się –jak twierdzi- za sprawą swego Najlepszego Przyjaciela, jakim jest Bóg. Jedni mogą mu uwierzyć, a inni polecić wizytę u psychologa, jednak mimo wszystko napisanie książki i zamieszczenie w niej swych przekonań, z którymi nie każdy się zgadza, świadczy o niebywałej odwadze.

 Ponieważ autor jest przedstawicielem handlowym, w taki też sposób ukazał nam dwie różne opcje, dwie różne drogi, które zmieniają życie człowieka, a mowa o wierze i ateizmie. Czytając książkę, odnosiłam wrażenie jakbym poznawała dwa różne produkty, z każdej strony. W książce zamieszczone były zarówno minusy jak i korzyści płynące z wybrania danej drogi. Można dojść do wniosku, że skoro książkę napisała osoba wierząca, to będzie ona nas namawiała, żebyśmy poszli za jej przykładem, jednak autor z dystansem podchodzi zarówno do ateizmu jak i wiary, nie narzuca niczego czytelnikowi. 

 Czy książka jest w stanie zmienić przekonania ateisty? Myślę, że nie. Po jej przeczytaniu może zmienić się jedynie spojrzenie na niektóre kwestie, jednak nic poza tym. Nie ma w niej dowodów mówiących o istnieniu Boga, ani żadnego rodzaju nakazu czy gróźb, których często jest pełno w książkach o tematyce religijnej. Ta pozycja jest zupełnie odmienna, od wszystkich, z którymi dotąd miałam do czynienia, dlatego też myślę, że warto się z nią zapoznać, nawet jeżeli z większością opinii autora nie będziemy się zgadzać.
 
 Moja ocena: 5/6

E-booka otrzymałam od serwisu nakanapie.pl, za co serdecznie dziękuję!

6 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

wtorek, 5 kwietnia 2011

Pragnienie, Carrie Jones



Wydawnictwo: Bukowy Las
Data premiery: 10.11.2010r.
Liczba stron:  300


 
 Okładka „Pragnienia”, została stworzona w taki sposób, aby zaspokoić oczekiwania współczesnego czytelnika. Niby przyciąga wzrok, ale tak naprawdę, nie jest zachwycająca, biorąc pod uwagę szatę graficzną innych pozycji. Owszem, okładka nie jest ważna, ale bądźmy szczerzy – prawie każdy z nas przy wyborze książki, kieruje się na początku jej wyglądem zewnętrznym, jednak czy wnętrze tej pozycji również jest tak przeciętne i dostosowane do dzisiejszych trendów, jak okładka?

   „Pragnienie” opowiada o nastolatce - Zarze,  która posiada wiele lęków, a jednym ze sposobów, które stosuje na pozbycie się ich, jest wyliczanie fobii. Po śmierci swego ojczyma, Zara traci sens życia. Przerażona jej stanem matka, wysyła ją do Maine, gdzie mieszka przyszywana babcia bohaterki. W owym miasteczku, zaczynają ginąć młodzi chłopcy, a osoba związana z ich zniknięciem, nie pozostawia po sobie żadnych śladów, prócz złotego pyłku. Głównej bohaterce grozi wielkie niebezpieczeństwo, a tym samym dane jest jej zmierzyć się z własnymi lękami oraz z niebezpiecznym wrogiem, który zrobi wszystko, aby osiągnąć swój cel.  

  Z początku miałam opory przed czytaniem tej pozycji. Jej opis brzmiał zachęcająco, jednak od wielu dni w dalszym ciągu, tkwiłam na pierwszych stronach. Najbardziej obawiałam się, że w książce będzie miał miejsce tzw. trójkąt miłosny, zwłaszcza po tym, jak na horyzoncie pojawiła się dwójka przystojnych chłopaków, którzy –jak można się domyśleć- zaczęli starać się o względy Zary. Na szczęście nie była, to tradycyjna książka, mówiąca tylko i wyłącznie o miłości.

Carrie Jones stworzyła napiętą akcje oraz płynną i wyczerpującą narrację. Język autorki jest prosty, a tym samym łatwy w odbiorze, jednak skierowany przede wszystkim dla nastoletniego czytelnika. Książka sama w sobie jest bardzo przewidywalna. Praktycznie, na początku można było domyśleć się, kto, jaką będzie pełnił rolę w tej historii.

 Szczerze mówiąc zawiodłam się na tej pozycji, bo oczekiwałam czegoś lepszego, zważywszy na to, że serię rekomendował sam Stephen King, jednak czy można wierzyć jego opinii, skoro książka wypada przeciętnie na tle innych pozycji? Fabuła książki może i jest związana z istotami podobnymi do wróżek, a więc czymś nowym, jednak autorce nie udało się stworzyć rewelacyjnej pozycji. Co najważniejsze, miałam często wrażenie jakbym gdzieś już o tym czytała, a sama bohaterka została stworzona na obraz przeciętnej nastolatki, którą zaczyna się interesować, dwójka najfajniejszych chłopaków w szkole. 

 Książka nie wyróżnia się niczym szczególnym, więc mogę ją polecić jedynie osobom, które nie mają w chwili obecnej, żadnego lepszego zajęcia, jednak dzięki niej byłam w stanie przeżyć lekcję języka francuskiego, co jest dostatecznie dobrym dowodem na to, że jest w stanie zapewnić czytelnikowi porcję rozrywki.

 Moja ocena: 3/6

23 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

sobota, 2 kwietnia 2011

Krew Aniołów, Nalini Singh

 Wydawnictwo: Dwójka bez Sternika
Data premiery: 6.10.2010r.
Liczba stron: 352

 Elena Deveraux jest łowczynią z ogromnym talentem - potrafi wyczuć wampiry na odległość. Ta umiejętność jest jej niezwykle pomocna, ponieważ trudni się łapaniem istot pijących krew i przyprowadzaniem ich do swoich właścicieli, którzy ze zwykłymi ludźmi mają mało wspólnego, a mowa o aniołach oraz archaniołach. Ci drudzy pełnią rolę władców danego rejonu i dla jednego z nich, nasza bohaterka ma "szczęście" pracować. Dotąd powierzone zadania wykonywała szybko i perfekcyjnie, jednak tym razem przyjdzie jej pracować nad czymś większym - ma schwytać oszalałego archanioła, który dopuszcza się popełnienia licznych morderstw na niczego nie świadomych śmiertelnikach.

 Książkę pożyczyłam od znajomej, więc nie mogłam jej trzymać w nieskończoność, jednak szczerze mówiąc nie mogłam się do niej zabrać. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z książką, w której mowa była o osobie, która poluje na wampiry i nie traci dla nich głowy, więc uznałam to, za dobry znak i czytałam dalej. Z każdą stroną czytelnik dowiaduje się coraz więcej o głównej bohaterce, jej pracodawcy, który jest archaniołem Nowego Jorku oraz innych pobocznych postaciach. "Krew Anioła" dotyczy głównie tropienia oszalałego mordercy, jednak między Eleną i jej pracodawcą zaczyna kiełkować uczucie, które może się okazać dla nich zgubne.

 Nalini Singh stworzyła opowieść z szybką i napiętą akcją, która sprawia, że czytelnik chce czytać i czytać. Bohaterka jest moim ulubionym typem postaci. Jest bowiem osobą, która ma tzw. "trudny charakterek". Posiada własne zasady, których się trzyma, ogromną dumę, która nie pozwala jej ulegnąć przed przeciwnikiem, nawet za cenę własnego życia.

 Losy bohaterów są przewidywalne, przez co książka traci urok. Język autorki jest prosty i zrozumiały, a czytanie o zachowaniu głównej bohaterki dostarcza olbrzymiej porcji rozrywki. Jednak nie spodobało mi się to, że pod wpływem piekielnie seksownego archanioła, Elena traci trochę swej ostrości, a ich rozmowy i zachowania, z czasem zaczęły mnie nudzić, do tego stopnia, że nie jestem pewna czy chcę sięgnąć po kolejny tom serii, aczkolwiek ciekawość o dalsze losy bohaterów jest zbyt wielka, abym mogła nie sięgnąć po drugi tom przygód nieustraszonej łowczyni wampirów. 

  "Krew Aniołów" jest mimo wszystko pozycją godną uwagi, która potrafi zaciekawić czytelnika od pierwszych stron. Nie jest ona rewelacyjną lekturą, która wciąga czytelnika tak, że traci poczucie czasu, jednak nadaje się idealnie dla osoby, która chce się zrelaksować po ciężkim dniu i zapomnieć na chwilę o swoich problemach.

Moja ocena: 4/6

12 komentarzy:

Każdy komentarz jest tu mile widziany. Podziel się ze mną i innymi czytelnikami swoimi przemyśleniami, opiniami czy nawet krytyką.

Blogger Template by Clairvo